Człowiek jest jest tylko bryłą, na którą pada światło, tworząc cienie i wydobywając strukturę. Podobnie nas widzi kamera.
SZKOLENIA MEDIALNE – DARIUSZ ŁUKAWSKI
Według mego przyjaciela Michała Moląga, bezkompromisowego malarza, nawet najpiękniejsza modelka, najbardziej roznegliżowana, jest tylko bryłą, na którą pada światło, tworząc cienie i wydobywając strukturę. Podobnie nas widzi kamera. Jest mniej doskonała od ludzkiego oka, potrzebuje więcej światła, żeby zarejestrować bryłę, która pojawi się w mediach.
REALIZATOR ŚWIATŁA-ARTYSTA CZY RZEMIEŚLNIK?
Większość smartfonów ma już funkcje „malowanie światłem”, nie mówiąc o najmodniejszej aplikacji przerabiającej normalne zdjęcia na obrazy Van Gogha lub Modiglianiego (pisała o niej wczoraj Justyna Dąbrowska). Każdy z nas może więc być artystą, mimo, że nie mamy pojęcia jak się światło odbija, łamie, rozszczepia czy pochłania. Realizator światła natomiast, oprócz tej wiedzy, powinien jeszcze znać najnowsze trendy w źródłach światła, mieć zmysł artystyczny i lubić ludzi. Światłem można bowiem kogoś postarzyć, pogrubić, dodać zmarszczek, trosk i przerw uzębieniu. Cztery brody, asymetryczny makijaż, lśniące czoło – to wszystko można zrobić światłem. Można też odwrotnie: upiększyć, odmłodzić, wyszczuplić. Dlatego zwykło nazywać się tych magików: mistrzami oświetlenia. Są warci tyle złota ile ważą. Tych najlepszych jest na naszym rynku kilkunastu.
Ich praca zaczyna się na wiele godzin przed programem w studio. Załóżmy, że to program z jednym prowadzącym, czwórką gości i kilkudziesięcioma widzami. Załóżmy, że prowadzący zanim usiądzie, jest „chodzącą bryłą”, czwórka gości „siedzącymi bryłami” a dookoła kamieniołom wielkich, różnokolorowych „brył”. Dodatkowe utrudnienie – wszyscy nawet siedząc, ruszają się, gestykulują, rzucają cienie. A realizator światła ma to wszystko tak oświetlić, żeby każdy wyglądał świetnie, w każdej scenie i części programu.
Z punktu widzenia „bryły”, czyli gościa programu, świat jest zawsze dobrze oświetlony: Robię make up, wchodzę do studia, rozmawiam lub odpowiadam na pytania. Jestem z siebie zadowolony bo merytorycznie było ok. Potem pojawiają się sms-y: Super wypadłeś, ale czy wszystko w porządku? Może Ci w czymś pomóc? Jak się czujesz?
Bryła bryłą, ale też ma swoje uczucia. O co chodzi? Co się stało? Światło się nie spisało. Znajomi Ci mówią, że wyglądałeś na przemęczonego. Podkrążone oczy sugerowały wielodniowy event, błyszczące lica, potwierdzały związaną z tym nadmierną potliwość. A wystarczyło poprawić światło, żeby wyglądać energetycznie, młodo, radośnie. Oczywiście w granicach rozsądku, bo nawet najlepszy mistrz oświetlenia nie zrobi z Pazdana Wodeckiego.
Jak sobie pomóc w takich sytuacjach? O make up-ie w jednym z poprzednich felietonów opowiedziała „Zosia Krasuska-Kopyt: charakteryzatorka gwiazd”. Współpraca z realizatorem światła jest trudniejsza, bo sami nie widzimy efektów jego pracy. Potrzebujemy asystenta, który zna wszystkie niuanse (modne ostatnio słowo) pracy w mediach.
KOMFORT W MEDIACH
Profesjonalnie i zwyczajnie w wielu wypadkach potrzebujemy niezależnego wsparcia osoby, która nam powie czy dobrze wyglądamy, czy mamy dobrą fryzurę, czy tzw. scena jest dobrze oświetlona i czy nie marszczy się nam garderoba. Gwiazdy często ciągną ze sobą do tv wynajętego stylistę, politycy – asystentów, biznesmeni – specjalistki od komunikacji. Z mego doświadczenia wynika, że wszyscy zajmują się przyjemnym spędzaniem czasu przed programem. Sporadycznie zdarza się, że ktoś zadba o wizerunek, sprawdzając w reżyserce kadrowanie, oświetlenie a nawet widok drugiego planu. To co może być krępujące albo oczywiste dla gościa programu, powinno być dopilnowane przez jego asystenta. Nie jest to podważanie kompetencji osób zatrudnionych przy programie, ale troska o własny wizerunek. Może się okazać, że refleksy z diamentowych kolczyków, zbytnio odwracają uwagę od perlistych wywodów ich właścicielki. Przed programem można to skorygować, w trakcie – jest to kłopot. Podobnym kłopotem jest przestawienie kilkunastu lamp, gdyby okazało się, że jednak gość jest wyższy niż przypuszczano i światło jest skoncentrowane o kilka centymetrów za nisko. Przed programem to standardowa poprawka, w trakcie – prawie niemożliwa.
NATURALNE ŚWIATŁO, NATURALNA ENERGIA
Legendarny operator Nestor Almendros słynął z tego, że starał się nie używać sztucznego światła. Oskara dostał za zdjęcia do filmu „Niebiańskie dni”. Ekipa „błogosławiła” go codziennie wstając przed świtem, żeby zrobić zdjęcia w czasie tzw. magicznej godziny, która tak naprawdę trwa kwadrans. Stary mistrz wiedział co robi. Po pierwsze zaoszczędził na czasie, bo rozstawianie świateł jest jednym z najdłuższych procesów przy kręceniu czegokolwiek. Po drugie, zrobił oszczędności w budżecie, bo światła są też jednym z najdroższych elementów medialnego biznesu. Po trzecie, przeszedł do historii jako twórca najbardziej plastycznych obrazów, za co przy okazji dostał Oskara.
Każda produkcja, która ma nas zaintrygować, musi być dobrze dopalona, żeby „bryły” świetnie wyglądały. Legendy o pończochach zakładanych na obiektywy kamer, żeby nie było widać zmarszczek, są zabawne, ale nijak mają się do prawdy. Każdy obiektyw potrzebuje światła, światła i jeszcze raz światła.
A na zakończenie rzućcie okiem na zdjęcia. To portret namalowany przez mego przyjaciela Michała Moląga. Bryła ta sama, a różne są perspektywy, oświetlenie, kąty ustawienia obiektywu. Niby jeden portret a kilka obrazów, z każdą bryłą jest podobnie.