Choć historia biznesowa, to przede wszystkim ludzka

Jerzy Ciszewski - 15.12.2017
85

Choć historia biznesowa, to przede wszystkim ludzka

Wiele lat temu moja była firma „Ciszewski Public Relations” pracowała dla pewnej dużej firmy produkującej dość wyrafinowany software. Nie był to duży klient ani specjalnie lukratywny; jeśli dobrze pamiętam, zajmowaliśmy się bieżącym media relations. To nie zmieniało faktu, że bardzo dobrze z owym klientem pracowało się nam. Co nieczęsto się zdarza, traktowani byliśmy jako po prostu równoprawny partner w pracy. 

Pewnego dnia dostaliśmy info, że może pomyślelibyśmy o jakiejś poważniejszej strategii komunikacyjnej na kolejny rok. Pomyśleliśmy „Super, ruszymy z kopyta!” Dedykowany zespół pracował, pracował i wypracował fajny koncept, będący mieszanką eventowo/kreatywną. Z zadowoleniem popędziliśmy do klienta i dumnie położyliśmy mu prezentację na stole; Opowiedzieliśmy, o co chodzi, i pomknęliśmy z powrotem do agentury. Na pewien czas zapadła cisza. Czas ma taką właściwość, że na nic i na nikogo nie zważa.

Minęło ileś tam dni. Klient poprosił na spotkanie i powiedział tak: „Kochani, bardzo podoba się nam Wasz pomysł, rozwiązania oraz sugestie. Chętnie byśmy to zrobili. Problem jednak jest taki, że ta aktywacja przerosłaby nas organizacyjnie i finansowo. Tego więc nie zrobimy. Ponieważ jednak jesteśmy firmą doświadczoną, jak chodzi o piractwo naszych produktów, orientujemy się, co to jest praca intelektualna; wiemy, jak bolesne emocjonalnie są takie rozczarowania … Zróbmy więc tak – przedstawicielka klienta kontynuowała. – My odkupimy od Was ten program i po prostu położymy go sobie na półce. Może kiedyś go zrealizujemy, może nie. Zobaczymy. Policzcie więc nakład swojej pracy, wystawcie fakturę VAT, a my ją zapłacimy. Nie chcemy, aby między nami była zła krew. Cenimy Waszą pracę i poziom zaangażowania”.

Szczerze mówiąc szczęki do ziemi nam opadły. Pierwszy raz spotkaliśmy się z takim podejściem klienta do agencji. Wszyscy przecież dobrze znamy wielopiętrowe przetargi, gdzie na końcu żadna agencja nie wygrywa, a później widzi na mieście realizowane swoje pomysły. Wszystkie agencje i ludzie tam pracujący  się na to skarżyli, skarżą i będą skarżyć. Więc ok, znowu pomknęliśmy do agentury, głęboko zastanawiając się, co z tym fantem zrobić. Z jednej strony chcieliśmy oczywiście wystawić fakturę za czas poświęcony temu zadaniu – a naprawdę się przyłożyliśmy. Z drugiej zaś – był to tak kosmiczny komunikat, że szok.  Myśleliśmy, myśleliśmy i wymyśliliśmy. Do klienta poszła faktura – jeśli dobrze pamiętam 1 PLN + VAT.

Wspominam tę historię, ponieważ natknąłem się na ślad tego klienta w kompletnie nieoczywistym miejscu i sprawie. W ramach tegorocznej Szlachetnej Paczki wybraliśmy rodzinę z maleńkiej miejscowości położonej na Mazurach – taką, gdzie naprawdę hula zimny wiatr. W miejscowym sztabie na ścianie wisiało wycięte z kartonu duże serce. Ci, którzy byli darczyńcami, nalepiali małe ze swoimi imiona. Na jednym z tych małych serduszek była napisana nazwa właśnie tej firmy, która poprosiła nas o fakturę za przygotowaną strategię.

Comments

comments

85
Komentarze
Sonda

Czy sztuczna inteligencja w postaci Chatbotu GPT zrewolucjonizuje branżę public relations?

Loading ... Loading ...