Czy w Polsce istnieją dwa rynki PR – prowincjonalny i stołeczny? Odpowiada Dominik Wartecki, współwłaściciel Grupy dotPR

Redakcja PR - 09.11.2016
264

O rynku polskiego PR rozmawiam z Dominikiem Warteckim, współzałożycielem Grupy dotPR

Dominik Wartecki

Pomysłodawca i współtwórca Get More Social, współzałożyciel Grupy dotPR. Jego specjalnością jest kreowanie szeroko rozumianego wizerunku w internecie. Współorganizator cyklu seminariów „Rewolucja w Komunikacji”, a także autor wielu szkoleń i publikacji z zakresu internetowego PR. Na co dzień zajmuje się budowaniem potencjału sprzedażowego Grupy dotPR oraz działaniami komunikacyjnymi w sferze digital. Wykładowca na UAM Poznań.
Fb.com/dwartecki

Justyna Dąbrowska: Czym różni się rynek usług PR w Poznaniu od rynku w stolicy? Potrafi Pan wskazać jakiekolwiek różnice?

Dominik Wartecki, współwłaściciel Grupy dotPR: Wiem, że Warszawa ma bardzo duże przekonanie o tym, że istnieją dwa rynki PR-owe – prowincjonalny i stołeczny. Natomiast, jeśli prowadzi się agencję w Poznaniu, ma w portfolio 20 klientów, w tym jednego z Berlina, jednego z Aten, dwóch z Poznania, a pozostałych z Warszawy, to nie można mówić o żadnej specyfice rynku poznańskiego, bo on jako taki nie istnieje.

Agencje spoza Warszawy są często przez klientów postrzegane dwojako – na plus lub na minus. Na plus, że agencja wydaje się bardziej z pewnością tańsza i bardziej efektywna. Klienci mają często wrażenie, że agencja spoza Warszawy pracuje dużo lepiej niż stołeczna. Na minus – klienci miewają wątpliwości, czy agencja spoza stolicy będzie w stanie dotrzeć do mediów, które nazywamy mediami warszawskimi – z racji tego, że większość dzienników, dużych portali i telewizji, swoje siedziby mają w stolicy.

Nie można zauważyć z punktu widzenia operacyjnego jakiejkolwiek różnicy między prowadzeniem agencji w stolicy czy poza nią. Tak samo dobre i złe agencje mamy i w Warszawie, i w Poznaniu.

JD: Powiedział pan o przekonaniu klientów o tym, że agencja spoza Warszawy będzie pracować lepiej. Z czego ono wynika? 

DW: Z prostego powodu – jest kilka przykładów agencji, które pracują na pewnej sztampie. Ich praca polega wyłącznie na wysyłaniu informacji prasowych i nic poza tym. Nie pracują z klientem nad budową wizerunku, choć zauważam tu zmianę. Rynek coraz bardziej się zmienia i staje się konkurencyjny. Wiele firm, które “łapały” klienta, następnie odpuszczały sobie jego obsługę, dzisiaj coraz bardziej o niego dba.

JD: Jak wyglądały Pana początki w branży PR? Dlaczego zdecydował się Pan na własną agencję? 

DW: Własną firmę założyłem w 2008 roku, wraz ze swoim wspólnikiem Adrianem Łaźniewskim (później dołączył do nas jeszcze Krzysztof Skowronek). Byliśmy kolegami ze studiów (kończyliśmy public relations), oboje pracowaliśmy na etatach. Doszliśmy jednak do wniosku, że wiele rzeczy możemy zrobić lepiej niż choćby właściciele istniejących na rynku agencji. Postanowiliśmy zaryzykować – a tak się złożyło, że na początku mieliśmy klienta, który chciał z nami pracować i płacił niezłe pieniądze, stwierdziliśmy OK – próbujemy, może to się uda. Agencja przez długi czas była stricte e-PRową, bo ta działka od zawsze była moim konikiem. Uwielbiam pracować z blogerami, zajmować się social media, które w tamtym okresie dopiero w Polsce raczkowały. Zajmowaliśmy się więc PRem w Internecie, z biegiem lat przekształciliśmy się w stricte tzw. “full PR”.

5 lat temu powstała agencja “Get More Social”, która jest odnogą dotPR, zajmującą się social mediami; w grupie mamy jeszcze dotVisual, czyli butik graficzny. Z dwuosobowej agencji e-PRowej staliśmy się grupą PRową, która zatrudnia 34 osoby. Firma pod względem kompetencji jest podzielona między 3 wspólników i każdy ma swoją działkę, za którą odpowiada. Jest to bardzo dobre rozwiązanie – jednej osobie byłoby bardzo ciężko utrzymać 3 marki i tylu pracowników w ryzach.

JD: W ramach dotPR mają Państwo wydzielone trzy brandy. Proszę powiedzieć, na czym polega przewaga takiej grupy marek nad jedną firmą, gdzie funkcjonuje kilka działów?

DW: Mamy trzy osobne brandy, czyli realnie trzy marki do wydzielonych sektorów działań – PR, social media i grafika.

Na czym polega nasza przewaga? Po pierwsze, lepiej i wyraźniej akcentujemy swoje kompetencje – na zewnątrz bardzo dobrze to wygląda. Mamy trzy osobne marki, a co za tym idzie – trzy zespoły, których praca ma różny charakter. Swoje kompetencje łączą w pracy na rzecz klienta.

Po drugie, pokazujemy kompleksowości obsługi. Każda z naszych marek rozwija się osobno, ma swoje doświadczenia – to nie jest jedna firma z trzema działami. Każdy pracownik bardzo mocno trzyma się marki, dla której pracuje, ale wymienia się też doświadczeniem z pracownikami pozostałych marek.

Po trzecie, trzy brandy to trzy kanały sprzedaży. To jest podobnie jak z Saturnem i Media Marktem – niby sprzedają to samo i mają jednego właściciela, ale robią to pod różnymi szyldami. Nasi klienci z GMS idą do dotPR, ci z dotPR do GMS. Różne marki wzmacniają sprzedaż.

JD: Czy jest jakiś projekt, z którego jest Pan szczególnie zadowolony? Lub klient, z którym współpraca układa się nadzwyczaj dobrze?

DW: Takich klientów i projektów, od kiedy prowadzimy agencję, na pewno jest sporo. Nie chciałbym też, wskazując jednego klienta, deprecjonować innych naszych działań.

Na pewno cieszę się z tego, że z agencji poznańskiej zrobiliśmy się firmą, która obsługuje dużych klientów i wielkie projekty, pracujemy też z zagranicznymi klientami – słowem, bardzo dobrze radzimy sobie na rynku. Zajmujemy się obsługą Johna Deere’a  – współpracujemy z ich centralą w Mannheim. Obsługujemy Turner Broadcasting – bardzo duży brand, któremu świadczymy usługi PR i social media.

Z reguły najbardziej dumny jestem z tych klientów, których obsługujemy kompleksowo, a nie tylko w zakresie samego dotPRu czy social media. Jeżeli już miałbym kogoś wyróżniać to po prostu naszych pracowników, którzy dbają codziennie o naszych klientów. Wszystkie udane akcje to ich zasługa.

JD: To jeszcze pytanie na koniec – czy Pan zdaniem w sektorze usług public relations jest jeszcze miejsce na kolejne agencje? Rynek jest już nasycony czy znajdą się jakieś nisze?

DW: Jak mawiał John Maynard Keynes: “w długim okresie istnieje miejsce na nowe firmy i nową konkurencję”. Skoro istnieje zysk w branży, to znaczy, że nowe podmioty wciąż będą się pojawiać. Zawsze będzie tak, że jacyś ludzie będą odchodzić na swoje. Pamiętajmy, że mimo wszystko, PR ma bardzo niski próg wejścia – tak naprawdę bardzo dużo pracujących tu osób może założyć agencję. Wystarczy, że zrobi sobie stronę, wymyśli jakąś nazwę i już może zacząć sprzedawać klientom – najczęściej, jak to jest w Polsce – wysyłanie informacji prasowych. Później może zabraknąć trochę kompetencji i doświadczenia biznesowego przy obsłudze większych klientów. To nie przekreśla jednak tego, że nowe agencje będą się pojawiać – możliwe, że zmieni się ich profil. Coraz mniej pojawi się małych, wyłącznie PRowych agencji, na rzecz butików digital, social media, komunikacyjnych, które zajmują się PRem; wśród nich pojawiają się takie, które starają się gdzieś kreatywnie ugryźć klienta.

Coraz bardziej do głosu będą dochodziły również agencje sieciowe, których w Polsce jest coraz więcej i chcą brać polskich klientów. Ta branża ma w Polsce dużą przyszłość. 

Comments

comments

264
Komentarze
Sonda

Czy sztuczna inteligencja w postaci Chatbotu GPT zrewolucjonizuje branżę public relations?

Loading ... Loading ...