„Startup Porn” – kolejny wstępniak do newslettera Artura Kurasińskiego

Informacja Prasowa - 11.09.2019
35

"Startup Porn" - kolejny wstępniak do newslettera Artura Kurasińskiego

“A wie Pan? Ja też mam swój startup” pożegnał mnie niedawno kierowca Ubera. Szkoda, że nie widział mojej twarzy. Mieszała się na niej fascynacja z lekkim strachem.

Bo po chwili zastanowienia doszedłem do wniosku, że w sumie to chyba każdy kogo znam albo próbuje albo “rozważa” wstąpienie na startupową drogę.

Bo wizja szybkiego zarobienia pieniędzy (liczonych w co najmniej miliardach dolarów!) podczas ciągłego siedzenia w modnej knajpie wraz opcją stania się twarzą Forbesa czy Pulsu Biznesu jest dziś niezwykle pociągająca (nie wiadomo która bardziej).

Zaczyna się jesień czyli czas konferencji. Tysiące founderów będzie przemierzać Pendolino albo samolotami (płaci inwestor) Polskę między jednym eventem a drugim w trakcie którego poplotkują, zrobią misia i strzelą sobie zdjęcie na Insta albo Fejsa.

Ci wszyscy CEO w kuluarach afterów będą narzekać na inwestorów (“sknery i oszuści”), państwo (“no patrz a ja nie dostałem BRIdge’a”) i generalnie polskie społeczeństwo (“tutaj nikt nie rozumie naszej innowacji”).

Popiją, potańczą, zapdejtują statusy (te w aplikacjach i te realne) i pojadą na kolejną konferencję z “innowacja” albo “startup” w tytule. Ci najwytrwalsi będą kontynuowali maraton aż do grudnia kiedy to łagodnie wejdą w okres Świąt a potem już z górki – Sylwester i kolejne wyjazdy (tym razem na konferencje gdzieś gdzie jest cieplej. Kalifornia, wiadomix).

Mam wrażenie, że w ciągu ostatnich kilku lat hasło “startup” w Polsce stało się synonimem pięknego i łatwego życia niczym TVNowski serial. Nikt już nie pracuje tylko “hastluje”. Nie ma firm tylko projekty. Wokół sami founderzy, aniołowie biznesu i VC. Pomimo spektakularnych “exitów” i coraz trudniejszego zaczynania biznesu startupy nigdy nie były modniejsze niż dziś.

Zero zmartwień, odpowiedzialności – w najgorszym razie po failu trzeba będzie wyjechać na jakiś czas (preferowana Dolina Krzemowa), dopracować nowy pomysł i wrócić w poszukiwaniu hajsu od friends, fools and family. Taką mantrę sprzedają wszelkiej maści dwudziestokilku letni “doświadczeni” doradcy.

Bo w najgorszym razie skleci się jakiś pitch deck i zapukać do jakiegoś akceleratora czy inkubatora (tyle ich teraz jest a ty nadal nie wiesz czym się różnią – grunt, że sypną kasą).

Wszyscy gdzieś pędzą, edytują profile na Linkedinie, zakładają nowe spółki. Nie ma porażki ale jest sukces potwierdzony ilością konferencyjnych identyfikatorów (wizytówek już się przecież nie rozdaje). Mielenie powietrza w trybie turbo. Jak oczyszczacz powietrza w zimę w Warszawie.

Startupowy lifestyle wymaga odpowiedniej identyfikacji. Czytasz więc (i szeruje w swoich socjalach) oczywiście GaryVee, Kiyosakiego albo któregoś z polskich coachów (co – umówmy się – jest idealnym tematem do obsmarowania tyłka delikwentowi na afterze startupowej konfy).

Trzeba też się oznaczyć to znaczy: wyposażyć. Tutaj jak zwykle z pomocą przychodzi Apple wypuszczając co roku absurdalnie drogie telefony, zegarki, laptopy czy tablety. Szkoda tylko, że matoły wycofały te świecące jabłko z klapy laptopa. Mniej cię widać w knajpie. I czasami ludzie mylą z małomiękkimSurfacem. No wstyd.

Trzeba oczywiście dbać o swoją wiedzę więc czytasz obowiązkowo Techcruncha – w końcu ktoś zna kogoś kto tam pracuje i po dużej wódce obiecał zrobić coverage twojego startupu.

Sam rozumiesz jaki miałbyś szacun na dzielni kiedy twoi kumple (a szczególnie konkurencja!) przeczytaliby o twoim startupie w TC. Sam Zuckerberg zadzwoniłby z gratulacjami.

Obowiązkowo czytasz dużo modnych książek: Harariego (nie zrozumiałeś do końca ale cóż – wszyscy się chwalą, że czytali) i Thiela (ten jest mocny zawodnik – szkoda, że w Polsce takich nie ma), słuchasz branżowych podcastów (GarryVee!), rapów Gryna (kiedy nowy kawałek!?) i masz wyrobione zdanie na każdy temat związany z AI, bitkami (w które nie inwestujesz już bo umoczyłeś tyle, że sam nie chcesz pamiętać) albo Uberem (no właśnie – co oni właściwie chcą od tego Ubera? Jest wolny rynek i każdy może dyktować swoje stawki, nie?).

Ciekawy jest też twój ubiór – niestety ikoniczne, zuckerberowskie klapki odpadają (sorry taki mamy klimat) ale bluza z kapturem i t-shirt to taki nowy startupowy garniak. Mama tylko kręci nosem bo myślała, że jak poszedłeś na studia to kupisz w końcu sobie pierwszą koszulę.

Na szczęście nikt już się nie śmieje na urodzinach wujka, że wyglądasz jak chłopak z ławki przed klatką bo to wytłumaczyłeś, że to twój strój firmowy. Nikt się inaczej nie ubiera.

A wujkiem to się nie przejmuj – tłumaczyłeś mu kilka razy czym się zajmujesz ale on nadal nic nie rozumie. Mało innowacyjny ten wujek.

No i oczywiście masz wyrobione zdanie a propos biznesu: podatki (szczególnie od zysków z krypto) są dla frajerów a rząd niech się nie wtrąca. Pracować trzeba jak sam Pan Bóg Elon Musk – jakieś 20 godzin na dobę bo kod się sam nie wyklepie.

Po pracy nie ma odpoczynku. Sen jest dla słabych. Kto nie siedzi do 4.00 rano online (i nie dokumentuje tego na fejsbuniu zdjęciami wypitych kaw) ten jest jakiś dziwny. Mało agile’owy. Taki analogowy.

Bo odpoczywać też trzeba umieć – nie ma jak epickie firmowe imprezki! W 100% męskim środowisku (jedna dziewczyna aplikowała kiedyś do was ale nie wytrzymała tygodnia) w modnych klubach czas płynie szybko. Byle do poniedziałku. Bo w weekend to nie da się wyspać.

Kochasz ten kraj. Teraz nawet politycznie poprawnie jest być ssać kasę od państwa. To zgodne z duchem czasu i oczekiwaniami. Rząd sypie miliardami złotych i chce zbudować drugą Dolinę Krzemową. Jest pięknie! Nowocześnie! Innowacyjnie!

To nic, że zaraz połowa “pracowników” twojego startupu ucieknie bo dotkną ich tzw “test przedsiębiorcy”. Dostałeś mannę z nieba? To klaszcz na rządowych konfach i poprawiaj statystyki. I broń Boże nie chodź na wybory! Ta cała polityka jest taka nudna.

A propos polityki. Korwin może nie jest już cool ale kurde lubisz gościa i po pijaku przyznałeś się, że głosowałeś na niego (kolejny temat do omawiania przez kilka afterów konf branżowych). No ale masz 20 lat i czas na przeczytanie kilku haseł w Wiki żeby się wyedukować.

A na koniec jeśli jednak znowu przepalisz całą kasę to zawsze możesz założyć jakiś software-house w którym będzie klepał soft dla innych startupów. Ktoś ci kiedyś już przecież mówił, że w dobie gorączki złota najlepiej sprzedają się łopaty.

Co prawda spadniesz kilka półek w rankingu fajności i nie bardzo będziesz mógł tak brylować jak kiedyś, no ale hej – przynajmniej zapłacisz pracownikom w terminie.

Startupowanie to ciężka sprawa.

Artur Kurasiński

 

 

Comments

comments

35
Komentarze
Sonda

Czy sztuczna inteligencja w postaci Chatbotu GPT zrewolucjonizuje branżę public relations?

Loading ... Loading ...