Co jest więc najważniejsze? Pomysł!
W polskim PR widzę pewne niepokojące zjawisko polegające na tym, że środki do celu bardzo często są mylone z samym celem, a kluczowa treść z możne nawet niezwykle innowacyjną, ale jednak formą. Najlepiej wytłumaczyć to na przykładzie wydarzeń związanych z zaprzysiężeniem nowego rządu.
W komunikacji politycznej oczywiście też funkcjonują całe rzesze ekspertów twierdzących, że sukces gwarantują przede wszystkim narzędzia – kanały komunikacji, umiejętności mikrotargetowania i tysiące innych technicznych zabiegów. To niestety między innymi z tego powodu demokratyczna opozycja nie była w stanie przez lata przebić własnej bańki, zwłaszcza w social mediach.
Co jest więc najważniejsze? Pomysł!
Np. taki, by złowrogi epitet „koalicja 13 grudnia” zneutralizować radosnym szyldem „koalicja 15 października”. Na nic zdałyby się wszystkie kanały komunikacji i nowoczesne technologie, gdyby ktoś nie poszedł po rozum do głowy i na czas nie wymyślił takiej właśnie cudownej odtrutki. Teraz już można tworzyć grafiki, plakaty, targetować przekazy, ustawiać timingi. Bo na początku musi być zawsze słowo.
Póki mamy do czynienia z dość żmudnym i nudnym, ale nie przeczę, że niezbędnym PR-em codziennym, na pierwszym planie może pozostawać kwestia odpowiednich narzędzi. Tak jak w przypadku standardowej kroplówki dla pacjenta – dbamy o to, aby dozowanie było takie jak trzeba, bo nie musimy się zastanawiać, co podawać – to wiadomo „z rozdzielnika”. Ale gdy pacjent zaczyna schodzić, wtedy potrzebujemy pomysłu, jak i czym go ratować, bo tu już nawet najnowocześniejsze dozymetry płynów nie pomogą. I wtedy powinien zjawić się taki dr House, którego oświeci na czas. Wszystkie narzędzia, które zostaną użyte w trakcie reanimacji, są tylko konsekwencją jego pomysłu. Bez tego pomysłu staną się tylko opakowaniem wielkiego szwindlu związanego z udawaniem, że wiemy, jak ratować pacjenta.
Stąd wziął się nasz wspólny z Jerzym Ciszewskim pomysł na Instytut Wpływu. Chodzi o to, aby skupić się na słowie, na pomyśle, na zastanowieniu co powiedzieć, a nie tylko jak powiedzieć. Gdy mamy receptę, wtedy to jak ją opakujemy i gdzie zwodujemy, staje się wyzwaniem całkowicie wtórnym. Zwłaszcza w sytuacji naprawdę kryzysowej. Ponieważ kryzys wizerunkowy po pierwsze pojawia się równie często tam, gdzie od dawna funkcjonują już profesjonalne narzędzia komunikacji, a po drugie – ów kryzys zmienia zasady gry, wymaga niestandardowego myślenia, takiego wyjścia z siebie i stanięcia obok. Pewnie dlatego wszystkim nam najgorzej idzie PR samych siebie. Tam, gdzie nie ma dystansu, zaczynamy kręcić się w przeręblu. Wiecie jak co.
Jan Domaniewski
Jan Domaniewski Współtwórca inicjatywy Instytut Wpływu. Przez wiele lat zastępca redaktora naczelnego Faktu. Doradza i tworzy projekty w komunikacji biznesowej, społecznej i politycznej w kampaniach wyborczych. Pracował jako ekspert w przedsięwzięciach m.in. Dominiki Kulczyk, Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności, Akademii Rozwoju Filantropii w Polsce, Związku Innowacyjnych Firm Farmaceutycznych INFARMA, Ikea Retail oraz Porozumienia Zielonogórskiego.