Dr. hab. Jacek Trębecki biega
Dr hab. Jacek Trębecki jest adiunktem w Katedrze Publicystyki Ekonomicznej i Public Relations na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. Oprócz tego sprawuje wiele różnych funkcji. Jednocześnie, bieganie jest jego zamiłowaniem. Angażuje się w działania charytatywne; w ramach takiej akcji, przebiegł z przyjaciółmi dystans ok 1200 km. z Poznania do Strasburga. Oto jego relacja !
* * * * *
Samochody i samoloty zniszczyły coś, co było esencją dawnego podróżowania. Powolnego zanurzania się w nowe krainy, poznawania nowych ludzi. Nieśpiesznych rozmów z towarzyszami podróży. Rzadką ale ciekawą okazję do takiej podróży w starym stylu miałem we wrześniu gdy w ramach biegowej inicjatywy charytatywnej postanowiliśmy w sześciu chłopa przebiec sobie z Poznania do Strasbourga. To niecałe 1200 km, które można sztafetą pokonać w jakieś 11 dni. Dla mnie jednak to okazja żeby nawet w starej i na wskroś znanej Europie odkryć nowe rzeczy. Perspektywa biegowa, gdy dosłownie własnymi nogami przemierza się kilka krain to ciekawy pole obserwacji. Chociażby to, że ścieżka rowerowa, która zaczyna się w Poznaniu na Placu Wolności, nie licząc drobnych, kilkukilometrowych, odcinków ciągnie się nieprzerwanie aż po Parlament Europejski w Strasbourgu, najlepsze i najrówniejsze odcinki przypadają koło Leszna, Pilzna i w Schwarzwaldzie, najgorsze po jakichś nabrzeżach w samym Strasbourgu i w Pradze.
Zaskakuje pozytywnie wyrówanie różnic, być może złagodzone stopniowym zanurzaniem się w nowe krajobrazy ale okolice Wrocławia czy Pragi nie różnią się aż tak bardzo od Norymbergii czy Strasbourga. Oczywiście Schwarzwald jest w swej cukierkowatości klasa samą w sobie i nawet nie ma co rywalizować z krainą która wygląda jak olbrzymia makieta samej siebie.
Powszechne za to, podczas wieczornych rozmów z goszczącymi nas mieszkańcami poszczególnych etapów było pełnej autentycznej troski pytanie co się w Polsce dzieje?. Przebijało z nich przekonanie, że Polexit jest tuż tuż, większość Polaków popiera starania rządu o wyjście Unii, a przywrócenie granic np. Polsko-Czeskich to kwestia miesięcy.
Oczywiście nieodłączne są zderzenia kulinarne. Najbardziej bolesne z kuchnią czeską. Widać od razu, że tam w historii, bardzo by się przydała jakaś Królowa Bona wprowadzająca warzywa do menu. Obfitość mięs, sosów, kopytek i do tego ani grama kapusty czy marchewki. Piwa wyborne ale jedzenie hmmm dla mięsnych zawodowców.
I na koniec skromna refleksja dotycząca różnic we wzajemnym postrzeganiu nacji. Polacy kochają Czechów za ich piwo, szwejkowy spokój, humor, taką trochę hobbitowską radość z drobnych rzeczy. Stereotypowy Pepik to dobroduszny piwosz, ceniący bramborową kuchnię i święty spokój. Jednak Czesi postrzegają nas trochę inaczej. Ostatnie sto lat nie sprzyjało więziom. Zatarg o Zaolzie, wielkopańskie odrzucenie błagań Benesa i Hachy o pomoc w 1938, interwencja w 1968 roku, najazd pokątnych handlarzy i co tu kryć złodziejaszków po 1990 tym. Czy wreszcie obecni krzykliwi polscy nowobogaccy w czeskich kurortach zrobiło swoje. Stereotypowy Polak to często frajer. Słowo to jednak oznaczające w Polsce łatwo dającego się oskubać jelenia, w czeskim oznacza raczej tandetną krzykliwość, udawanie że się ma więcej niż w rzeczywistości, jarmarczną ostentację w ekspozycji marek, precjozów i zegarków.
I jeszcze drobna rzecz. Dużo o społeczeństwie mówią bohaterzy, których to społeczeństwo czci. U nas najczęściej bojownicy, żołnierze. Jaroslav Vesely i Zdenka Klimesova – to imiona i nazwiska które przeciętnemu Polakowi nie mówią absolutnie nic. Dla Czechów to symbole obywatelskiej postawy i cywilnego bohaterstwa. Kto wie czy nie mocniejszego od tego wojennego. W późnych godzinach wieczornych 7 września 1968 w okolicy skrzyżowania Na Letné w centrum Jiczyna, pijany żołnierz z drezdeńskiego pułku czołgów średnich, napastował młodą kobietę. Kiedy mieszkańcy miasteczka stanęli w jej obronie, w napadzie szału zaczął strzelać do nich z kałasznikowa. Zmieniając magazynki wystrzelił w sumie 74 pociski. Żołnierz zranił m.in. dwóch swoich kolegów z jednostki: Zdzisława Kowalskiego i Zygmunta Zapasę. Na miejscu zginęły dwie osoby: 24-letni Jaroslav Veselý – młody muzyk który właśnie miał zostać przyjęty do miejscowego zespołu oraz 56-letnia sklepowa Zdenka Klimešová. Rozbrojony przez innych polskich żołnierzy, został zatrzymany i jeszcze tego samego dnia przewieziony przez granicę do aresztu w Kłodzku. Mimo próśb ze strony władz czechosłowackich nigdy nie został im wydany. Jego dalsze losy są typowe dla podobnych spraw w każdej chyba armii. Skazany na karę śmierci, zamienioną na dożywocie, na 25 lat, w końcu wypuszczony za dobre sprawowanie. Żyje gdzieś w Wielkopolsce. W Jiczinie, przy rondzie gdzie doszło do zbrodni stoi skromny pomniczek dwojga cywili, którzy życiem zapłacili za to, że nie zawahali się stanąć w obronie napastowanej dziewczyny. Sklepowa i muzyk. Nie mamy monopolu na bohaterów.
Nie wiem sam jakbym się zachował, nikt tego nie wie. Czy bylibyśmy jak Antonio Megalizzi i Bartosz Niedzielski?. Zanim przyjdzie próba pomagam w drobnych rzeczach, biegnąć zbieraliśmy środki m.in. na operację maleńkiej Matyldy Klimowicz. Urodziła się z wadą nóżki, operacja kosztuje krocie na które jej rodziców nigdy nie byłoby stać. Udało nam się uzbierać niemal 100 tys. zł z których połową wsparliśmy ośrodek dla syryjskich uchodźców w Libanie a drugą dla Matyldy. Jeśli przedświątecznie ktoś chciałby się dorzucić zapraszam zbiórka ciągle trwa na http://freedomcharityrun.org/paypal/ albo https://www.siepomaga.pl/matyldaklimowicz.