„Zen i obsługa hulajnogi” – wstępniak do newslettera Artura Kurasińskiego
Informacja Prasowa - 29.08.2019"Zen i obsługa hulajnogi" - wstępniak do newslettera Artura Kurasińskiego
Kiedy w 23 stycznia 2013 roku pięćdziesiąty trzeci Premier Wielkiej Brytanii David Cameron przygotowując się do wygłoszenia przemówienia na temat przyszłości Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej nie miał pojęcia, że jego próba zawalczenia o władzę w parlamencie zapoczątkuje lawinę wydarzeń, która trzy lat później doprowadzi do głosowania i wyjścia UK z UE.
Czasem małe z pozoru rzeczy prowadzą do fundamentalnych zmian.
Kiedy niedawno do swojego bio wprowadziłem informację o tym, że jestem tech-realistą spotykam się z różnymi reakcjami. Przeważnie (patrząc na moją przeszłość i dorobek) osoba z którą rozmawiam zakłada, że jest jakaś forma afirmacji technologii.
Jest dokładnie odwrotnie. Moje credo oznacza, że widzę w technologii ogromną siłę sprawczą, ale nie mam złudzeń, że jej zastosowanie może implikować bardzo różne skutki.
Nie uważam, że postęp i rozwój technologiczny jest zły – uważam, że powinniśmy podchodzić do badania zmian i podejmowania decyzji o wiele skrupulatniej niż to miało miejsce w przeszłości.
Bardzo często w rozmowach z przedsiębiorcami sugeruję im żeby poza czytaniem branżowych portali newsowych i spiżowych biografii tuzów jak Jobs czy Musk rozszerzali swoje pole poznania.
Technologia (nawet taka pozornie banalna jak aplikacja randkowa w telefonie) może mieć siłę sprawczą wykraczającą poza pitch deck i kolejne rundy inwestycyjne. Może wpływać i zmieniać społeczeństwa. Może oddziaływać na projektowane i wdrażane polityki. Może stać się narzędziem przemocy i represji.
Weźmy przykład z polskich ulic – hulajnogi elektryczne.
Co złego może być w fakcie, że każdy, kto ma aplikację i kartę bankową może wypożyczyć taki pojazd i dzięki temu ograniczyć konieczność korzystania z samochodu? Zmniejszyć smog i korki na ulicach? Przecież o to walczą ekolodzy i aktywiści!
Tak. I nie.
Hulajnogi dystrybuowane w modelu „stawiamy na ulicy i każdy może je pożyczyć i odstawić gdzie chce” są zaproszeniem do anarchii opakowanej jako korzyść dla mieszkańca miasta.
Hulajnogi bowiem gdzieś muszą stać. Firmy, które je wynajmują udają, że postawienie (i zabranie!) kawałka chodnika nie jest żadną stratą dla miasta.
Pomysł na biznes, który pasożytuje na darmowej przestrzeni miejskiej (za którą firmy np. właściciel takiego food tracka musi słono zapłacić) w najlepszych częściach miasta jest to układ korzystny tylko dla jednej strony.
Nie zapominajmy też o tym, że często firmy będąca właścicielami hulajnóg są tylko filiami w Polsce – zyski są wyprowadzane z naszego kraj (a więc również podatki z których pokrywane są koszta napraw nawierzchni ulic, chodników czy budowy ścieżek rowerowych na których poruszanie zezwalać będzie nowe prawo dotyczące UTO czyli „urządzeń transportu osobistego”).
Firm przybywa, pojazdów również i na chwilę obecną jest ich już ponad 5 tysięcy sztuk (to tyle ile jest rowerów miejskich systemu Veturilo!). Tylko, że w przeciwieństwie do rowerów hulajnogi nie muszą być wpinane do stacji. Co powoduje, że pasażerowie nie dbają o to gdzie parkują.
Albo co się z nimi dzieje po tym jak oficjalnie pojazd „oddadzą” (okazuje się, że hulajnogi nie umieją pływać). Problem stał się na tyle poważny, że miejscy urzędnicy sami zaczęli „aresztować” porzucone według nich hulajnogi.
A mówimy tylko o 5 tysiącach takich pojazdów.
Pamiętam kolegę, który mieszkał w Pekinie i na wieść o tym, że w Polsce ma się otworzyć sieć wypożyczalni hulajnóg zaczął przysyłać mi zdjęcia z Chin gdzie koparki zgarniały z ulic dziesiątki tysięcy porzucanych rowerów żeby wywozić je na wysypiska. Wtedy się śmiałem z tych zdjęć.
Tak więc z prostego pomysłu u podstaw którego legła chęć poprawy komunikacji w mieście wyniknął wielki problem. A mówimy przecież tylko o hulajnogach elektrycznych. Prostych urządzeniach. Appce i hulajnodze.
Pomyślmy zatem jakie skutki mogą powodować algorytmy aplikacji randkowych (Tinder), wynajem mieszkań dla biznesy hotelowego (Airbnb), wynajem przestrzeni biurowej (WeWork), przewóz osób (Uber) dla konkurencji taksówek oraz transportu miejskiego.
Domyślać się tylko możemy, że te zmiany są ogromne i fundamentalne.
Innymi słowy, jeśli zamierzasz zbudować naprawdę przełomową technologię, która będzie miała masową moc oddziaływania (chociażby poprzez samą ilość użytkowników) zadbaj, żeby w twoim zespole oprócz programistów pojawili się socjologowie, psychologowie, filozofowie czy antropolodzy.
I koniecznie, ale to koniecznie postaraj się również żeby widzieć coś o swoim biznesie więcej niż kolumna „zyski” w Excelu.
Artur Kurasiński