Dwieście sześćdziesiąt jeden prac z Polski zgłoszono do konkursu Cannes Lions w tym roku.
Mogłoby się wydawać, że to bardzo dużo. Pamiętajmy jednak, że łącznie wpłynęło 43 tysiące zgłoszeń, czyli prace z Polski stanowią 0,6% wszystkich. Tylu też na oko było Polaków wśród gości festiwalu. Cannes Lions to już dawno nie jest festiwal reklamy. To święto kreatywności. Wiele z nagrodzonych agencji nie mogłoby zgłosić na niego swoich prac jeszcze kilka lat temu.
Kategoria Public Relations powstała zaledwie w 2009 roku. Jednak agencje nowej fali zalały Cannes i dziś jest tu bardziej tłocznie niż kiedykolwiek. Polska święci swoje największe sukcesy od lat, ale szczerze powiedziawszy nie za bardzo to wybrzmiewa. Brązowe i srebrne lwy są wielkim osiągnięciem dla każdej agencji, ale dopiero złote oraz Grand Prix są przedstawiane publiczności podczas ceremonii rozdania nagród. W 2015 roku rozdano 22 Grand Prix. W tym roku z Polski tylko projekt PanGenerator dla Muzeum Powstania Warszawskiego otrzymał Złotego Lwa.
Tegoroczny festiwal przyciągnął niespotykaną wręcz liczbę celebrytów. Mieszkańcy miasta mówili, że prześciga już rozmachem słynny festiwal filmowy. Na scenie Cannes Lions wystąpili między innymi Will Smith, Gwyneth Paltrow, Usher, Channing Tatum, Iggy Pop czy David Coperfield. Całość trwa ponad tydzień, choć niewiele osób może sobie pozwolić na uczestniczenie w całej imprezie. Niestety nie ma zniżek za krótszy pobyt i każdy z ponad 11.000 uczestników płaci od 3000 do 5000 Euro za wejściówkę. Czy warto być? Pytanie retoryczne. Trzeba. Na pewno nie co roku, ale jeżeli chcemy stawać w szranki ze światowymi potęgami komunikacji to przynajmniej powinniśmy wiedzieć z czym się mierzymy. Myślę, że wiele polskich prac jest bardzo dobra i spokojnie mogłaby wygrać statuetkę Lwa, ale do tego potrzeba plany, kunsztu i determinacji zwycięstwa. Wydaje mi się, że pierwszego i ostatniego elementu nadal nam brakuje.