Dominik Rokosz jest postacią, która w marketingu jeszcze zamiesza. Odpowiada za dział kreacji w toruńskiej agencji Social Time, ale w portfolio ma takie agencje jak GPD i Tequila. Tworzy poezję, był mistrzem Polski w slamie poetyckim, przekracza bariery, ciągle chce więcej. Opowie nam o pracy copywritera, tworzeniu poezji i współpracy z klientami. Poeta w świecie reklam. Jak to jest?
Tworzenie sztuki i reklam jednocześnie? Czemu nie?
A.K.: Co wolisz tworzyć? Albo może inaczej. Kiedy lepiej tworzy się reklamy a kiedy poezję? Towarzyszy temu jakiś specjalny nastrój?
D.R.: Wolę poezję, ale lubię reklamy, bo kręci mnie budowanie marki. Poezja to żona i kochanka jednocześnie, a reklama to dobra wspólniczka w interesach. Jeśli chodzi o czas, potrzeba chwili jest najważniejsza. Kiedy zlecenie przychodzi, to pora pracować. A poezja jest święta i dla niej trzeba być zawsze dostępnym.
A.K.: No to co Cię tak kręci w reklamie?
D.R.: Zmienianie zleceniodawcy, otwieranie go na nowe wyzwania, przełamywanie dotychczasowego komunikatu. Budowanie nowej tożsamości, przekraczanie barier i sprawianie, że może się poczuć wyjątkowo.
A.K.: A to nie jest tak, że klient wymaga – klient dostaje? Znam osoby, które boją się mówić klientowi o swoich pomysłach.
D.R.: Nie, nienawidzę twierdzenia, że klient ma zawsze rację. Jesteśmy jako branża po to, by pokazywać im że nie mają racji.
A.K.: A jeśli klient zwieje do konkurencji?
D.R.: Dobry klient pozostanie tam, gdzie dostanie lepszą kreację. A ja lubię mieć dobrych klientów.
A.K.: Podoba mi się ta odwaga. A wracając do samej kreacji, czym według Ciebie różni się tworzenie reklamy od tworzenia poezji?
D.R.: Tym, że w poezji mogę mówić o śmierci, próbach samobójczych, narkotykach i pieprzykach mojej ukochanej. W reklamie niekoniecznie.
A.K.: To o samym komunikacie. Co z tworzeniem? Chodzi mi o to, czy przy tworzeniu poezji myślisz w jakiś inny sposób, pobudzasz inne części swojego umysłu niż przy kreacjach reklamowych? Są przecież w reklamach koncepcje zupełnie oderwane od rzeczywistości, które przypominają sztukę.
D.R.: I takie chcę robić, i takich ludzi do współpracy szukam. Taki team chcę zbudować.
A.K.: Czyli można powiedzieć, że te umiejętności tworzenia sztuki mają dobry wpływ na tworzenie kreacji reklam?
D.R.: Tak, zdecydowanie. Dobry copy nie musi być poetą, świetny już tak, nawet jeśli tego nie wie. Świetny poeta jednak niekoniecznie jest dobrym copywriterem.
A.K.: A istnieją świetni copywriterzy, którzy nie mają ,,tego czegoś”, ale swoją pracowitością nadrabiają braki?
D.R.: Nie. Akurat sufitu świetności nie przebijesz.
A.K.: A jakie inne cechy powinien mieć ten świetny?
D.R.: Musi być uporządkowanym wariatem.
A.K.: Tylko tyle?
D.R.: Aż tyle.
A.K.: Pracowałeś wcześniej w dużych agencjach. Co w takim miejscu lubi się najbardziej? Chyba człowiek nie wynosi się z korporacji, bo było mu tak dobrze…
D.R.: Nie pracowałem nigdy w typowym korpo.
A.K.: To jak wygląda nietypowe korpo?
D.R.: Najlepiej. Miejsce na relaks, duża swoboda.
A.K.: To dlaczego nie ma Cię w większym mieście?
D.R.: Bo czas na wiekszy kawałek tortu. Ograniczał mnie sufit awansów. Tu bardziej robię coś swojego. Wchodzimy w coraz większych klientów. Chcę wyprzedzić to, w czym byłem.
A.K.: A z czego jesteś najbardziej dumny? Czy cokolwiek zmieniłbyś w swojej ścieżce?
D.R.: Najbardziej jestem dumny z tego, że dwóch copy, którzy się ode mnie uczyli zupełnie na początku, wylądowali w Grey’u i Just. To świadczy, że umiem przekazać wiedzę, a od obejrzenia ,,Stowarzyszenia Umarłych Poetów” mam syndrom nauczyciela. Co do pytania o zmianę czegokolwiek w swojej ścieżce – wszystko i nic tak naprawdę. Z perspektywy czasu widzę, że większość projektów można było zrobić lepiej, szybciej rezygnować z pracy u nieuczciwych pracodawców, czy szybciej podjąć decyzję o postawieniu wszystkiego na jedną kartę, ale miejsce w którym jestem daje mi satysfakcję i mnóstwo frajdy.
A.K.: Czego Ci życzyć?
D.R.: Udanych książek, spektakularnych kampanii, wolnych popołudni i weekendów, fascynujących podróży, nagrania płyty…