Panowali od Jerozolimy i Budy po Londyn i Palermo.
W szczycie powodzenia dynastia rządziła nie tylko Anglią, Sycylią i Węgrami, ale też połową Francji i Włoch, z Neapolem, Rzymem, Toskanią i Piemontem włącznie, Albanią, Tunisem, Jerozolimą, Achają i Korfu. A nawet Polską.
Wybitny przedstawiciel rodu, Karol I, był bardzo bliski stworzenia śródziemnomorskiego imperium.
Skoro nie może chodzić o Hohenstaufów, muszą to być Andegaweni. Wspomniany Karol – aż dziw, że nie “Wielki” – był jednym z genialnych władców Średniowiecza. Nie tylko sprawnie rządził i rozszerzał przepastne imperium, ale okazał się też doskonałym wodzem, może jedynym, który dwukrotnie pokonał potężną koalicję cesarskich Hohenstaufów. W 1266 r. niedaleko Benewentu pobił Manfreda, który oprócz sił niemieckich miał wsparcie części Włoch, a nawet pokaźny kontyngent Saracenów. Dwa lata później, pod Tagliacozzo, pobił kolejnego pretendenta Staufów – Konradyna, wnuka cesarza Fryderyka II. Budząca od dawna grozę w Europie ciężka jazda niemiecka została dwukrotnie zupełnie pobita przez rycerstwo z kilku prowincji dzisiejszej Francji, którego elitę tworzyli andegaweńscy ziomkowie Karola znad Loary.
Jego imperialne plany pokrzyżowali zazdrośni Sycylijczycy, którzy sztyletami wyperswadowali jego wojakom ochotę na zabawy z Sycylijkami (słynne nieszpory sycylijskie), wywołując lawinę pechowych dla niego zdarzeń.
Andegaweni (dynastia d’Anjou) jeszcze długo zajmowali trony wielu europejskich państw, ale żaden z nich nie osiągnął tyle, co Karol I.
Właśnie do stolicy Andegawenii, Angers, wybrałem się z Mizerką, by obejrzeć słynne tapiserie, t.zw. Apokalipsę z Angers, i przysadzisty matecznik tej dynastii, tamtejszy zamek.
Jako że towarzyszył nam pewien rosyjski podróżnik znany z powiedzonka “Ja uże widieł tysiaczi zamkow : odin w pljus, odin w minus – kakaja raznica?”, musieliśmy bezzwłocznie spłukać nadmiar wrażeń czymś równie imponującym. Na szczęście nie musieliśmy daleko szukać.
Tuż pod Angers powstaje bowiem jedno z najlepszych win loarskich – Savennières. Uprawia się tam wino od czasu, gdy pod panowaniem skromnej jeszcze w XII wieku dynastii pierwsze plantacje założyli cystersi. Nieduża apelacja (wyłącznie Chenin Blanc) daje wyjątkowo długowieczne wina białe, dziś wyłącznie już wytrawne.
Jest to jedno z pełniejszych i bardziej wymagających win regionu. Wysoka kwasowość i pewna twardość nie pozwalają docenić tych win za młodu, jednak dojrzewają wspaniale.
Najsłynniejszym winiarzem Savennières jest bez wątpienia Nicolas Joly, ale ja chciałbym dziś doradzić nie aż tak drogie Roche-aux-Moines, 2007 od Damiena Laureau, którego kiedyś już tu wspominałem.
Dojrzałe owoce w nosie (najbliżej mirabelki), lekko rodzynkowe, pełne w ustach, przede wszystkim mineralne i długie.
Świetnie towarzyszy lekkiej rybie, doskonale przecina śmietanowe sosy.
Kupić i wypić. Najwyżej we dwoje.