O doświadczeniu pracy w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów pisze Jerzy Ciszewski
Marketing polityczny – centrum wszystkiego
Opublikowaliśmy fajny felieton Piotra Mościckiego w którym autor opisywał różne okoliczności związane z uprawianiem marketingu politycznego – plusy ujemne i minusy dodatnie. Ja również w pewnym momencie mojego życia zawodowego otarłem się o ten świat, a może bardziej zasadne słowo – wtopiłem się w te sprawy na maxa.
Był to dla mnie czas wielkich wyzwań i wielkiej nauki. Gdzieś ze świata rynkowych i biznesowych czynności trafiłem do centrum wszystkiego – rozgrzanej do czerwoności, polskiej polityki; do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, mieszczącej się w Alejach Ujazdowskich w Warszawie. Ta zmiana miejsca pracy wyjście z agencji i trafienie do najpoważniejszego urzędu w kraju można by przyrównać do opuszczenia, miłej i słonecznej plaży i wkroczenia do strefy tajfunów, burz i gradu wielkości strusich jaj, które walą człowieka po głowie.
Bardzo szybko okazało się, że jest bardzo mało czasu i jeszcze mniej ludzi by realizować jakąkolwiek strategię komunikacyjną – mimo, że taką oczywiście mieliśmy rozpisaną. 80%, a może nawet 90% kontaktów medialnych to reakcja na jakieś wydarzenie, najczęściej o temperaturze kryzysowej.
Pracowałem od rana do nocy. Zaczynaliśmy najczęściej o szóstej rano, a kończyliśmy w granicach 23ciej. Całe dnie gadałem przez komórkę – bywało, że byłem zmuszony rozmawiać na raz przez dwie. Cały czas ktoś dzwonił i chciał się umawiać na rozmowę z Prezesem Rady Ministrów. Kierowanie ruchem medialnym, który nie zahaczał bynajmniej o salę konferencyjną po Radzie Ministrów to była kaskaderka i linoskoczkowanie. Należało wybierać z którym medium warto, z którym trzeba i z którym należy. A wszystko to okraszone było pytaniem – kiedy ?
Do tego dochodziły pytanie od różnych dziennikarzy, które dotykały jakiejś bardzo poważnej kwestii lub były w istocie jakimś oskarżeniem, czasami kalumnią … Te pytania najczęściej przychodziły w piątek około godziny 16:00 i czas jaki nam dawano na odpowiedź to piętnaście minut lub góra – pół godziny. Łatwo sobie wyobrazić, że ten dzień i ta godzina rządzi się swoimi własnymi prawami, które lakonicznie, można by opisać – „Nie ma od kogo wziąć informacji” aby odesłać odpowiedź do redakcji.
W tym szaleńczym młynie spędziłem kilkanaście miesięcy; dość szybko nauczyłem się, że muszę mieć twardy łeb, że nie mam po drugiej stronie przyjaciół (na myśli mam media), że wszędzie czyhają na mnie i na mojego Szefa różnorakie pułapki. Innymi słowy, nawet jeśli nie pokazywaliśmy tego na zewnątrz, mieliśmy syndrom oblężonej twierdzy. Zaryzykuję twierdzenie, że każdy rząd, bez względu na pochodzenie partyjne, przebywa dokładnie w takiej sytuacji i myśli o mediach dokładnie to samo co my myśleliśmy. Choć nam było chyba nieco łatwiej. Social media nie były tak rozbudowane tak dostępne i popularne. Dziś świat ten jest bardziej skomplikowany.
Gdy zaprzestałem pracy na rzecz polskiego rządu w jednej sekundzie nastała przejmująca cisza. Wzburzony ocean zamienił się w płaskie lustro wody. Zamiast gradobicia dobiegało ćwierkanie ptaków i szum rosnących roślin. Przestali do mnie dzwonić ludzie od Tomasza Lisa lub Moniki Olejnik. Ile razy to ja usłyszałem, że oni się ze mną rozprawią bo naskarżą do mojego szefa, że nie chcę ustawić im spotkania na wywiad; a wtedy wywali mnie on na zbity pysk i będę miał za swoje. Odpowiadałem w takich przypadkach – Oczywiście.
Dziś wspominam te czasy jako jedne z najbardziej twórczych zawodowo jakie miałem. Nigdy wcześniej i nigdy później nie dostałem więcej takiego łomotu i nie musiałem się tak szybko zwijać. Na media relations poszczególnych rządów patrzę z dystansem i zrozumieniem. Myślę jednak, że każdy kto poważnie traktuje ten zawód, chciałby się w nim rozwijać i doskonalić powinien „pójść” pracować z polityką – na chwilę lub na dłuższy czas. Ta praca niesamowicie poszerza horyzonty, każdego chojraka błyskawicznie nauczy pokory. Pozwoli patrzyć na świat z nowych perspektyw i poziomów.
Jeśli więc od czasu do czasu pyta mnie ktoś czy warto iść w tym kierunku … ? Zawsze odpowiadam – jeśli tylko masz taką szansę, skorzystaj z niej. Zobaczysz i dotkniesz innego świata.
Amen.