Królestwo za dorsza.

Redakcja PR - 07.10.2016
279

Królestwo za dorsza.

Ostatnio odbyłem kilka podróży południowym wybrzeżem Morza Północnego od nadętego Westerlandu na Sylcie przez bezpretensjonalne Leer po wielkomiejskie Amsterdam i starą Lejdę. Tym razem  Rembrandt, Dou i Friedrich nie byli głównym magnesem; interesowała mnie rzeczywista jakość darów Morza Północnego w polecanych restauracjach i gospodach tej części północnomorskiego  wybrzeża.

IMG_2638

Byłem, delikatnie mówiąc, nieco zawiedziony. Niemal wszystko, za tłustym wyjątkiem, jakim jest niepowtarzalny śledź holenderskiej Fryzji Zachodniej, było kopią czegoś innego, Kopenhagi, Lubeki, Antwerpii czy Honfleur. Niemal. A „niemal” to mało wziąwszy pod uwagę bogactwo finansowe i kulturowe Północnych Niemiec.  A tu głównie rutyna i sterylność.

IMG_2651

W każdym razie nijak nie można było porównywać kunsztu tutejszych szefów kuchni z umiejętnościami ich kolegów z Normandii, Charente, Roussillon, Katalonii czy niemal całego włoskiego wybrzeża. Co więcej, dużo uboższe w tradycję kulinarną (o potencjale rynku nie wspominając) Dania i Szwecja nie wyglądają tu gorzej; ostatnimi laty może wręcz i lepiej, a to dzięki większemu uzależnieniu od cudzoziemskich klientów i większej otwartości zarówno szefów kuchni, jak i gości.

Rzecz jasna, na północy Niemiec znajdziemy świetne miejsca, tyle że mnie udało się to jedynie  w wielkich aglomeracjach – Bremie i Hamburgu. Oferta de mer Hamburga jest bogata i bardzo atrakcyjna – od wysublimowanych Küchenwerkstatt (Makrela przez duże M.) i Piment (wspaniałe przegrzebki i  tuńczyk w mango), po szczere śniadanie na rynku rybnym. O Fischmarkt, jedno ze wspanialszych miejsc tego typu w Europie, po prostu trzeba zahaczyć, okiem i żołądkiem.

Brema za to ma dwa miejsca, które kazały mi nieraz zrezygnować z obiadu w Hamburgu dla kolacji nad Wezerą.

Grashoff Bistro to kulinaria na ponadprzeciętnym poziomie i specyficzna, pociągająca – może szczególnie po dłuższym pobycie w Niemczech – atmosfera i formuła. Zasadniczo północnofrancuska, z trudnym do uzasadnienia hanzeatyckim smaczkiem. Najlepsze tradycje wolnego miasta od blisko 150 lat – otwartość, lecz z poczuciem własnej wartości, poszukiwanie najlepszych specjałów daleko za granicami Niemiec: pasztety i wina z Francji, czekoladki z Belgii, tokaj i gęsina z Węgier – wcale niewiele się w tej sprawie zmieniło od ery kajzerowskiej… Grashoff to po pierwsze delikatesy, z historią przypominającą tę domu Blikle, przy czym oszczędzono Bremeńczykom półwiecza socjalizmu bez ludzkiej twarzy (no, i nie poszli we franczyzę…). Po drugie – to bardzo dobre, klimatyczne bistro, z lojalnymi klientami i tą bezpretensjonalnie zapachowo-ponadczasową tkanką, skondensowaną, rzadką w Niemczech ciasnotą – tout court, c’est ça. Dla porządku dodam, że biała ryba i przegrzebki bardzo dobre, a bretoński homar –świeży i świetny. No i marcepan – z dobrą kawą na auf Wiedersehen. Jeszcze sekundkę: kolekcja win jakby wojen nie było… Tokaj Aszú Essencia z czasów Puskása, Madeira South Side Terrantez z 1931, Niepoort Garrafeira z 1795, której jako ostatni z Polaków kosztować mógł Chłopicki z Legią Nadwiślańską…

Najlepszego dorsza znalazłem zupełnie nie tam, gdzie szukałem. Nadbrzeżne wyszynki ze świeżą rybą – holenderskie, fryzyjskie czy niemieckie – zaskakiwały rutyną, nierzadko też syntetyczno-higienicznym podejściem do gotowania, czego nie znoszę.

Tam, gdzie wysoka kuchnia, często zaś dorsza po prostu nie było.

Wreszcie trafiłem na najlepszego w Bremie, jednak musiałem znaleźć się w drogim, nadętym, zalatującym nie-francuskim empirem hotelu Park, swoją drogą, absolutnie cudownie położonym w Bürgerparku. Goście restauracji – proszę wybaczyć, bywam stronniczy, lecz tu nie przesadzam – wyglądali w większości na dawnych właścicieli czterech bremeńskich muzykantów, a kelnerzy, sommelier i boye na nieźle zestresowanych… Dorsz ten jednak to była Spitzenqualität. Ledwie dosmażony, z minimalnym dodatkiem soli, chrupiącą, a nie spaloną skórką… sos Dijon, szpinak, esencjonalne purée ziemniaczane… do tego frankoński riesling od Fürsta LöwensteinaKabinett Schönhell feinherb, 2012.

IMG_1851

Właśnie ten wyśmienity riesling jest winem na dziś. To aromatyczne (gruszka, żółte owoce), lekko słodkawe wino ma doskonałą mineralność i kwasowość. Jego wysublimowanie i czystość sprawiają wrażenie wytworu filozoficznej wręcz dyscypliny (jesteśmy w końcu Niemczech), a nie zrównoważonej uprawy w prowincjonalnej Frankonii.

Zrzut ekranu 2016-10-07 o 11.17.05

Zrzut ekranu 2016-10-07 o 11.45.54

Comments

comments

279
Komentarze
Sonda

Czy sztuczna inteligencja w postaci Chatbotu GPT zrewolucjonizuje branżę public relations?

Loading ... Loading ...