„Dwa Brzegi” Grażyny Torbickiej na przekór niedogodnościom
Nagradzane produkcje, gwiazdy „na wyciągnięcie ręki”, festiwal filmowy w mieście bez kina – „Dwa Brzegi” Grażyny Torbickiej na przekór niedogodnościom. Miłość do kina z wzajemnością.
KINO CI WYBACZY – KINOMANIACY NIGDY
Dziwnym, ale jakże uroczym zrządzeniem losu, wylądowałem na weekend w Kazimierzu nad Wisłą. Prawie przypadkowo trafiłem na początek festiwalu, którego miało nie być. Dwa Brzegi Festiwal Filmu i Sztuki. Festiwal, z którego sponsorowania tuż przed startem, wycofało się PGE, a z patronowania TVP. To książkowy przykład jak sobie zrobić krzywdę wizerunkową, bo nie dość, że festiwal się jednak odbywa, to jeszcze wszyscy zdali sobie sprawę z tego jak jest ważny. Od wieków cenimy coś, co ewentualnie możemy stracić. „Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie jako smakujesz, aż się zepsujesz…”
Ale się nie zepsuło. W finansowanie zaangażował się bardziej samorząd województwa, pojawili się nowi sponsorzy, pojawił się mocny patron medialny, promując swój nowy kanał filmowy. Ktoś zadbał o kinowe namioty, nagłośnienie. Nie ma co rozpisywać się o „ szczegółach”. Wiem doskonale, że organizatorzy takich imprez to ludzie bez serca… gdyby je mieli, przeszliby kilka zawałów przed premierą festiwalu.
Teraz to co najważniejsze – widzowie. W słońcu, w kałużach, w deszczu, w namiocie z jakąś nieprawdopodobną energią, radością, spokojem i życzliwością. Znam ich wszystkich doskonale. Przewędrowali z kończącego się festiwalu Romana Gutka Nowe Horyzonty, przyszli z dawnych i nowych DKF-ów, przyjechali pobyć w atmosferze kina, sztuki, kultury…
Wróciłem pamięcią kilka lat wstecz, gdy jako kierownik ds. relacji z klientem, czyli „bramkarz” w DKF Hybrydy, znałem wszystkich widzów naszych pokazów. W sytuacjach nadzwyczajnych, typu festiwal Niemcy Jesienią, czy Warszawski Festiwal Filmowy – widzów przybywało. Brali urlopy, żeby uczestniczyć w pokazach. Zdobywali się na wykwintne sztuczki byle dostać się na seans. Do dziś pamiętam niewidomego, którego kilkaset osób ze współczuciem przepuściło w kolejce do kasy. Przegiął w momencie gdy chciał kupić 10 biletów. Kolejkowicze przestali współczuć, a ociemniały odzyskał wzrok i błyskawicznie się ulotnił. Inny delikwent upierał się, że jest reżyserem wyświetlanego filmu, choć nie przypominał ani Georga Roy Hilla, reżysera „Rzeźni numer pięć”, ani nawet nie był podobny do Vonneguta. Wszyscy się jednak świetnie bawiliśmy, można było siedzieć na schodach, przed ekranem, albo stać pod ścianą, jak Krystyna Janda, która przyszła spóźniona na pokaz swego niemieckiego filmu „Bella Donna”. Bo widzowie, jak to genialnie nazwała Grażyna Torbicka – Kochają Kino. Unikają natomiast chamstwa i prostactwa, a tylko tak można nazwać zachowanie firm, które przez małostkowe ambicyjki, wycofują się z projektu, tuż przed jego realizacją. Wizerunkowo, telewizja i dostawca energii strzelili sobie nawzajem w kolana.
NIE MA TEGO ZŁEGO…
W ciągu roku odbywa się w kraju około 70-ciu festiwali filmowych. Wbrew obawom malkontentów, kino ma się dobrze. Oprócz sztuki, to też ogromny przemysł. „Dwa Brzegi” to jeden z jego elementów. Bo Ci widzowie, o których tyle pisałem, oprócz 3 snobów i kilku ciekawskich gospodyń, to tysięczna grupa opiniotwórcza, posługująca się doskonale mózgiem i poprawną polszczyzną. Stać ich było na to, żeby wyskoczyć do kina w Kazimierzu. Na hotel, paliwo, bilety. Mają o czym rozmawiać z twórcami i nie używają popcornu. Warto więc ich szanować i paradoksalnie przejściowe kłopoty tylko poprawią pozycję festiwalu. Choć – patrząc z boku- atmosfera jest lepsza, gdy brakuje luksusów, nawet klimatyzacji. Kino nie zawsze potrzebuje wielkich pieniędzy.
Przepraszam, muszę kończyć, czas na seans.