Klient więcej do nas nie zadzwonił. Szefie! O Twoich pracownikach

Jerzy Ciszewski - 18.10.2016
138

Klient więcej do nas nie zadzwonił. Szefie! O Twoich pracownikach. Książka skarg i wniosków, cz.3

Nie chciałbym, byście sobie Państwo pomyśleli, że moja była firma „Ciszewski Public Relations” to było pasmo porażek i fakapów. Oczywiście, że nie. Miałem mnóstwo fajnych doświadczeń i jeszcze więcej dobrych relacji z ludźmi, z którymi pracowałem. Zresztą z wieloma z nich przyjaźnimy się, dobrze sobie życzymy i pomagamy w takich czy innych sprawach. Jak jednak pisałem wcześniej życiem, również agencji public relations, rządzi królowa nauk – statystyka. To oznacza, że czy się podoba czy nie, zawsze coś się musi spieprzyć…

… to był chyba początek lat dwutysięcznych. Agencja dostała zlecenie na zorganizowanie jubileuszu jakiejś dużej firmy. Miała to być impreza wyjazdowa na kilkaset osób. Jak się łatwo domyśleć. Z jednej strony była to bardzo duża produkcja, z drugiej zaś w sumie prosta robota. Wcześniej, mieliśmy na koncie bardzo dużo takich realizacji, więc do tego zadania bardzo spokojnie podeszliśmy. Do czasu…

Zgodnie z najprostszymi zasadami sztuki wydrukowaliśmy piękne imienne zaproszenia dla gości naszego klienta, którzy byli rozsiani po całym kraju; zapakowaliśmy w paradne koperty w jakimś jasnym i ciepłym kolorze. Za pośrednictwem Poczty Polskiej wysłaliśmy je w Polskę. Bardzo szybko okazało się, że owe zaproszenia do nikogo nie dotarły. Literalnie ani jedna osoba go nie dostała. To oczywiście bardzo szybko „wykrył” klient.

Cóż się okazało? Za wysyłkę listów odpowiedzialna była dziewczyna siedząca u Nas na recepcji. Tworzyła czy też zbierała dane adresowe poszczególnych gości. Wpisywała je w arkusz excela, tak aby można było z takiego dokumentu stworzyć w efekcie korespondencję zbiorową. Tak się jakoś złożyło, że rozjechały się jej poszczególne kolumny; jedne przesunęły się w górę, inne w dół.

Tym samy żadne imię nie pasowało do żadnego nazwiska to do ulicy, miasta, kodu adresowego, nazwy firmy, którą dany człowiek reprezentował. Na koniec stanowiska jakie w swojej organizacji piastował. Nic nie pasowało do niczego. Więc nie ma co się dziwić, że ani jeden list z zaproszeniem nie dotarł do właściwego adresata. W wielkiej nerwowości, niepokoju i wstydzie jeszcze raz wydrukowaliśmy te zaproszenia w liczbie circa 500l; zamówiliśmy na koszt agencji (czyli mój) kuriera i rozpoczęliśmy „obdzwonkę” do wszystkich tych ludzi. Przepraszając, że te zaproszenia tak późno dotarły (kilka dni przed imprezą) i potwierdzając obecność. Klient oczywiście był wściekły i przez zęby cały czas syczał w naszym kierunku przekleństwa.

Ostatecznie impreza dobrze się udała; goście byli raczej zadowoleni. To co jako agencja mieliśmy zarobić to w dużej mierze wydaliśmy na kuriera, dzwonienie i przepraszanie. Jak łatwo się domyśleć, klient nie podziękował nam słowami – great job. Więcej do nas w żadnej sprawie nie zadzwonił. 

Przeczytaj pozostałe felietony z serii „Książka skarg i wniosków”:

Control c, control v. 

Szefie! O Twoich współpracownikach kilka słów prawdy.

Comments

comments

138
Komentarze
Sonda

Czy sztuczna inteligencja w postaci Chatbotu GPT zrewolucjonizuje branżę public relations?

Loading ... Loading ...