Niewiarygodne, ale prawdziwe, czyli czym zaimponowała Legia (nie dotyczy części kibiców) - zachowanie na stadionie piłkarskim
Zawsze mam chwilę wzruszenia gdy któryś ze sportowców świętuje zwycięstwo. Większość z nas wie ile pracy włożył w osiągnięcie sukcesu. W niedzielny wieczór świętowała Legia. Mistrzowie Polski nie zaimponowali mi jednak finezją, polotem czy błyskotliwą techniką. Zaimponował mi zespół, klub, team jako całość. Pierwszą osobą odbierającą zwycięski medal na wypełnionym po brzegi stadionie, był kierowca Legionistów, potem masażyści, cała ekipa a na końcu piłkarze. Był oczywiście Lucjan Brychczy legenda klubu, o trenerze, prezesach i dyrektorach nie wspominając . Ci jednak bardziej byli w pracy, dopilnowywali wszystkich szczegółów i detali. Istotnych, bo budujących zespół. Np. na ostatnie minuty meczu z Pogonią wbiegł na boisko Marek Saganowski, kończący karierę37-letni napastnik owacyjnie przywitany/pożegnany przez fanów. Tuż przed końcem zmieniony został lider strzelców Nikolić, też tylko po to, żeby cała Polska mogła zobaczyć owację na jego cześć. Trofeum dla zwycięzców wnieśli na murawę żołnierze z Kompanii Reprezentacyjnej. Wszystkie te niuanse świetnie podkreślił w swoim komentarzu w TVP Maciej Iwański. Dla mnie, oprócz sympatycznych gestów i PR-owskiej oprawy, było to tworzenie mocnej ekipy i wizerunku klubu.
Każdy, kto uczestniczył w produkcji jakiegokolwiek projektu, wie doskonale ile elementów należy zgrać, żeby osiągnąć zamierzony efekt. Odpowiadając za ostatnie 10 telewizyjnych Finałów Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, wielokrotnie obserwowałem z jaką starannością Jurek Owsiak dba o swój zespół. W większości od wielu lat są to Ci sami ludzie, którzy wraz z zebranym doświadczeniem realizują coraz bardziej skomplikowane zadania i są mentorami dla całej grupy nowych wolontariuszy. To czego nie było w żadnej transmisji , to moment po Finale… Kamery są już wyłączone, kapele przestały grać… grubo po północy w studio nr 5 na Woronicza do kilkuset wolontariuszy dołącza Owsiak na wspólne zdjęcie, kilka zdań podziękowania, parę żartów. Fundacja potem jeszcze rozsyła dyplomy, podziękowania itp. ale te kilkanaście minut w studiu ma w sobie niepowtarzalną energię. Po wspólnej pracy chwila razem, silna grupa z charyzmatycznym liderem. Każdy czuje się doceniony i ma poczucie wagi swojej pracy.
Zupełnie co innego zaobserwowałem na koncercie w Stoczni Gdańskiej z okazji 20-lecia wolnych wyborów. Wśród polskich gwiazd, dwie megagwiazdy światowe: Kylie Minogue oraz nieśmiertelni Scorpionsi. Kylie Minogue wykorzystała ze swoim zespołem każdą minutę próby. Tancerze i muzycy przećwiczyli cały program, potem zadowoleni razem z gwiazdą zapakowali się do dwóch vanów i pojechali do hotelu. Zupełnie inaczej wyglądała sprawa z grupą Scorpions. Każdy z 5 członków kapeli podjechał na próbę oddzielnym mercedesem (wszystkie srebrne, E-klasa, jadące w jednej kolumnie – ciekawy widok). Rzucili okiem na scenę, przymierzyli się do instrumentów i po chwili odjechali do hotelu. Każdy oddzielnie. Sytuacja powtórzyła się na koncercie – Kylie z zespołem przyjechała dwoma vanami, legendy rocka wynajętymi 5 mercedesami. Zagrali swoje i prosto ze sceny wsiedli do samochodów, odjeżdżając do hotelu. Nie wyglądało to na zespół tylko na dobrze zorganizowaną maszynę do zarabiania pieniędzy. Niemcy są może mniej emocjonalni i dlatego przez grupę od 65 roku przewinęło się aż 10 muzyków (oprócz obecnej piątki), może też dlatego występ był profesjonalny ale nie było w nim polotu. No i relacje z całą ekipą techniczną – niby poprawne ale… bez przekonania. Każdy wiedział co ma robić jak na dobrze zorganizowanej taśmie produkcyjnej. Zamiast wiatru zmian- stabilna flauta.
Jeden z moich przełożonych przedstawiając redakcję, w której pracowałem dawno temu, powiedział do swego gościa –„a to jest mój personel”. Jego następca musiał poświęcić dużo czasu, żeby z tego „personelu” znowu zrobić zespół. To takie proste, a jednocześnie wyjątkowe, żeby okazać szacunek dla czyjejś pracy, dlatego zaimponowała mi Legia.