Jak nie opłynęłam Hornu.

Redakcja PR - 09.05.2016
292

Coraz więcej wybiera ekstremalne warunki spędzania wolnego czasu. Jak na przykład opłynięcie Przylądka Horn.

Wedlug Bractwa Kaphornowców, od 1974 roku „przylądek Horn został pokonany 107 razy przez żaglowce i jachty pod biało-czerwoną banderą. Na Horn popłynęły 33 polskie jednostki, przy czym kilka z nich Horn opłynęło wielokrotnie z innymi załogami. Na polskich jednostkach przylądek Horn ogółem opłynęło około 1195 żeglarzy”, w tym 68 osob w ostatnim roku. –według informacji na stronie www Bractwa” są to ludzie, którzy dokonali największego wyczynu, dokonali wszystkiego, co można osiągnąć w żeglarstwie morskim”

Bylam na takim rejsie 11 lat temu, ale Hornu nie opłynęłam. Ciągle żyję w świadomości, że opłynięcie Hornu oznacza pokonanie trasy z zachodu na wschód lub odwrotnie (wrong way) okrążając cały archipelag Ziemi Ognistej, tak jak czynią to uczestnicy wielkich regat, czy też  żeglarze bijący rekordy w prędkości opłynięcia świata, gdzie pokonanie tej trasy  jest  wymagane.

By opłynąć Przyladek Horn i zostać członkiem Bractwa, trzeba to zrobić od południa, w rejsie wyłącznie pod żaglami. Tymczasem większość jachtów komercyjnie wynajmowanych przez żeglarzy większość z nich przepływa wokół wysp na północ od przylądka Horn i do tego na silniku.

Zdradzę Wam, jak taki rejs wygląda. Przede wszystkim jest to pełna komercja za ciężkie pieniądze. Właściciele jachtów świadczących „usługi opłynięcia Hornu” nieźle na tym biznesie zarabiają.  Uważam, że im się należy, bo praca jest ciężka, odpowiedzialna, niebezpieczna i stresująca, a nie zawsze trafi się załoga, która coś – oprócz robienia zdjęć –  potrafi. Dochodzą do tego ciężkie warunki pogodowe, mimo panującego tam właśnie lata.

Rejs zaczyna się w Ushuaia w Argentynie, w drodze na Horn trzeba zawinąć do chilijskiego Puerto Williams w celu odprawy celnej, bo Horn należy do Chile. Potem można się zatrzymać w uroczej osadzie rybackiej Puerto Toro lub od razu ruszyć w kierunku wyspy Horn.  Zwykle w takim rejsie jest atrakcja w postaci  wyjścia na ląd, zwiedzenia wyspy, na której  mieszka chilijskie małżeństwo i wbicia do paszportu przedmiotu marzeń- stempla potwierdzającego pobyt na Hornie. W każdym razie  podejmujesz ryzyko, bo żaden z jachtów w obliczu ciężkich warunków pogodowych ani na wyjście na ląd, ani na opłynięcie wyspy się nie zgodzi.  I to organizatorzy zastrzegają sobie przed wyruszeniem w rejs.

W zależności od pogody, wraca się ta samą trasą lub opływa tę niewielką wyspę i z powrotem kieruje w stronę kanału Beagle, by udać się stronę  fiordów i lodowców, podziwiając uroki Ziemi Ognistej. Trwa to 12-14 dni.  Horn „opływa się”  jachtami i statkami, które czekają na chętnych w porcie Ushuaia.  Sezon na taki rejs zaczyna się w lutym i trwa 2-3 miesiące, dopóki pogoda w tych rejonach jest znośna i opłynięcie wyspy jest w ”miarę” (bo nigdy nie jest) bezpieczne.  Moi znajomi z Ushuaia świadczą takie usługi od lat, pływając po Antarktydzie i  Patagonii. Większość ich „pasażerów” to nie żeglarze. Ich klienci to ludzie z całego świata, który pragną przeżyć coś nowego, doznać nowych wrażeń.  Załoga żegluje, podaje posiłki, oprowadza po ciekawych miejscach. A potem uczestnicy mogą się pochwalić, ze „opłynęli Horn”;-))

Comments

comments

292
Komentarze
Sonda

Czy sztuczna inteligencja w postaci Chatbotu GPT zrewolucjonizuje branżę public relations?

Loading ... Loading ...