Generalnie, wszyscy dobrzy psi behawioryści mają pogryzione dłonie i ręce. Taka praca ...
… któregoś dnia zobaczyłem na fejsie wpis Pana Sławomira Prochockiego i zdjęcie rozszalałego psa, który chce go ugryźć, pomyślalem, że to jakiś absolutny bohater, który poświęca swój czas i zdrowie aby nieść praktyczną pomoc agresywnym psom dogorywającym w różnych schroniskach. Dawno temu gdy uprawiałem dziennikarstwo, bardzon lubiłem robić wywiady. Uznałem więc, że pokażę Pana Sławomira oraz, mając już swoje lata, różnorakie doświadczenia, cofnę się do tego co kochałem w moim życiu czyli dziennikarstwa.
jerzy ciszewski
*****
W Pańskim życiu, niesienie pomocy potrzebującym psom to …?
Pasja. Mój ojczym był myśliwym. Bardziej psychopatą niż myśliwym. Łatwo można się domyśleć, że pochodzę z dysfunkcyjnej rodziny. Psy były wtedy moimi jedynymi przyjaciółmi. Ojczym uważał, że każdy pies bez szkolenia powinien mieć charakter i nawyki psa myśliwskiego. Jeżeli pies nie spełniał oczekiwań ojczyma, ten wkładał do luf strzelby dwa naboje no i było po kolejnym psie. Gdy wracał z polowania jako dzieciak siedziałem w oknie, patrzyłem czy wraca ze swoim czworonożnym towarzyszem czy sam …
W końcu zacząłem z nim chodzić na te polowania, chciałem chronić te psy przed wściekłością mojego domowego, psychopatycznego nadzorcy. Udawało mi się, psy przestały być mordowane a ja nie traciłem już swoich przyjaciół. Być może dlatego tak kocham psy, bo pamiętam jak łatwo potrafiły zniknąć z mojego życia.
… mnóstwo blizn na dłoniach?
Gdyby Pan spojrzał na mój biceps zobaczyłby Pan poważny ubytek mięśnia na moim ramieniu. Taki jeden zestresowany, sześćdziesięciokilogramowy owczarek, wyrwał mi trochę mięsa. Takich miejsc ma na ciele więcej.
Nie liczę psów, które mnie pogryzły. Było ich dużo. Tych, powtórnie przywróconych do „społeczeństwu” coś koło … pięćdziesięciu, a może i lepiej.
Z doświadczenia wiem, że 90 procent ugryzień psa celuje od połowy dłoni do łokcia. Najbardziej bolesne są trafienia w palec. Mój prywatny pies drugiego dnia znajomości, po tym jak znalazłem go nad jeziorem, przegryzł mi palec na wylot, przez opuszkę palca i paznokieć. Bronił śmiecia, który sobie znalazł a ja chciałem mu go zabrać. Dzisiaj, dzięki prostemu szkoleniu, omija obojętnie nawet najbardziej atrakcyjne znaleziska.
Owszem w pracy z niebezpiecznymi psami zabezpieczam się porządnymi grubymi rękawicami i ochraniaczami na przedramiona i ramiona. Mam przy sobie gumową pałkę, ale nie taką by zrobić krzywdę zwierzęciu. W mojej pracy trzy razy musiałem jej użyć w schronisku. Gdyby tego nie zrobił, zostałbym obdarty z mięsa do gołej kości Jak taki, przestraszony pies złapie i zaczyna szarpać, … nie ma miękkiej gry, bez radykalnej reakcji zostaje się kaleką.
Generalnie, wszyscy dobrzy psi behawioryści mają pogryzione dłonie i ręce. Taka praca …
Dlaczego wchodzi Pan w schroniskach do klatek agresywnych psów? To demonstracja czego? Co Pan chce przez to osiągnąć?
Dla psa, schronisko to wielki, życiowy dramat. Cały czas denerwujące szczekanie innych psów. Rzadkie spacery, za mało kontaktów z ludźmi. Obcy, którzy cały czas kręcą się przy klatce. Musi się załatwiać w miejscu, w którym śpi, nienawidzi tego. Na wolności, psy unikają kalania swojego miejsca. Wzmocniona reakcja lękowa najczęściej przekłada się na agresję. Agresja u psa prowadzi go do radykalnych zachowań, które wzbudzają w ludziach zrozumiały lęk. Czasem, wskutek złego wychowania, pies dawno już przekonał się, że tylko agresja pozwala mu pozbyć się stresującej sytuacji wykreowanej przez ludzi. Wtedy gryzie od razu, bez sygnałów ostrzegawczych. Wie, że one nie zadziałają.
Psy uczą się gryźć bardzo łatwo. Wystarczy, że człowiek nie zareaguje lub zareaguje agresją na pokazanie zębów przez psa czy ostrzegawcze warknięcie. Tymczasem pies, który na nas warczy mówi – człowieku, nie chcę cie ugryźć, odpuść, przestań mnie denerwować, ostrzegam cię. Powinniśmy być szczęśliwi, że pies próbuje się z nami dogadać a nie ugryźć. Jeśli źle zareagujemy, pies wzmocni reakcję, aż do ataku. A gdy przekona się, że sygnały zawodzą, przestanie je stosować, szkoda prądu, ugryzie od razu. Gdy zaś wycofamy się na sygnał ostrzegawczy, pies następnym razem też go użyje, bo poprzednio zadziałał. Zawsze uważnie obserwuję psa i sygnały jakie do mnie wysyła. I zawsze staram się je honorować. To wzmacnia zaufanie jakim darzy mnie pies. Przecież rozumiem co do mnie mówi.
Im pies jest bardziej agresywny ty mniej ma w danym schronisku sojuszników wśród wolontariuszy i personelu. O psie zaczynać krążyć fama, że jest niebezpieczny, nieprzewidywalny, wściekły. Im mniej spacerów, wartościowych kontaktów z człowiekiem, tym zwierzę gorzej się czuje i z naszego punktu widzenia coraz gorzej się zachowuje. To dodatnie sprzężenie zwrotne – im gorzej tym gorzej. Jego szanse na adopcję są coraz mniejsze. Za to tym większa chęć, aby je eksterminować i po prostu zlikwidować problem. Wokół takich psów jest pusto. Nie istnieją.
Dlatego, zajmuję się tymi odtrąconymi przez ludzi psiakami, nie mam w tym wielkiej konkurencji, choć z radością muszę przyznać, że spotkałem wolontariuszy, których nie zraża niebezpieczeństwo, jakie kreuje trudny psiak i nie tylko z nimi pracują, ale potrafią je adoptować. Zajmuję się psami, które wbrew wszystkim żyją, tylko nie potrafią, tak jak my byśmy tego oczekiwali, odpowiednio wyartykułować swoich emocji.
Jestem emerytem. Mam czas. Mało jest ludzi takich, którzy jak ja, mogą przyjechać do schroniska na kilka godzin trzy, a może cztery razy w tygodniu. Poświęcić psom czas nie gapiąc się wtedy w telefon. Pogadać z czworonogiem jak człowiek z psem oraz pies z człowiekiem.
Od prawie dwóch lat jeżdżę też po polskich schroniskach i pracuję z psami, które przez agresję nie wychodzą na spacery. Zaprzyjaźniam się szybko z nimi, zakładam obrożę i wychodzę na ich pierwszy w schronisku spacer, często po kilku miesiącach lub i roku siedzenia w boksie. Zajmuje mi to zwykle najwyżej kilka godzin. Potem pokazuję miejscowym wolontariuszom jak obsługiwać psa by było bezpiecznie i psiak zaczyna wychodzić na spacery. Stres opada, pies zaczyna się zaprzyjaźniać z ludźmi i dalej to już idzie samo.
Jak wygląda pierwszy kontakt z takim trudnym psem?
Gdy pierwszy raz podchodzisz do agresywnego psa, najczęściej wisi zębami na kratach. Warczy, szczeka, mówiąc tak – „Tylko wejdź! To tak kurwa cię urządzę, że zobaczysz „
Pierwsze podejścia, muszą być delikatne, niemal niewidoczne, totalnie nie inwazyjne.
Niby przypadkiem, przechodzę obok klatki. Nie patrzę na psa, nic nie mówię. Rzucam smaczki. Idę dalej. Wracam, raz, drugi, trzeci robię to samo. Nie patrzę w oczy.
Koło jego kojca bywam coraz częściej. To się rozkłada czasami na kilka godzin, czasem dni. Smaczki lądują bliżej nosa. Na sekundę stanę obok niego, pójdę. Coraz bardziej zbliżam się do krat. Metoda małych kroków. Gdy podrzucam smaczki, psy kojarzą mnie z dobrą, pozytywną sytuacją.
Stoję od kraty półtora metra, potem może mniej niż metr. Nadal rzucam smaczki. Gdy wyczuję, że jest czas, daję smaczki z ręki. To powoduje uczucie ekscytacji, pies najczęściej te pierwsze smakołyki z ręki bierze bardzo gwałtownie, potem się uspokaja.
Gdy pies na mój widok macha ogonem, podchodzi, zjada smakołyki nie zwracając na mnie uwagi, jest to pierwszy, pozytywny sygnał, aby przejść do kolejnego etapu.
Uchylam furtkę i daję łapóweczki, tym razem już z dłoni. Jeśli weźmie, oznacza to, iż można zacząć myśleć o wejściu do środka. Gdy pies nie cofnie się w głąb klatki oznacza. że jest na ten krok za wcześnie. Należy jeszcze poczekać, popracować bo można oberwać.
Gdy ten etap odfajkuję, wstawiam stopę do boksu. Oznacza to wytworzenie na psa swoistej presji. Nie wiadomo, czy i kiedy pozwoli mi wejść do siebie. Nadal sypię smaczki, tym razem w tylny róg kojca. On zaczyna jeść, ja delikatnie się wsuwam. Siadam w rogu, oparty plecami o pręty i czekam.
To jest trudny moment. Pies może się na mnie rzucić … ale też może zacząć mnie w miarę spokojnie obwąchiwać. Sytuacja jest nieco stresująca i niebezpieczna. Gdy taki pies wącha moją twarz, włosy, usta, oddech, po prostu nie ruszam się. Wszystko może sprowokować psa do ataku, zwłaszcza mój strach. Dlatego się nie boję.
Aby pomóc takiemu psu, muszę zbudować z nim pozytywną relację. Z mojej strony opartą na cierpliwości, wiedzy, doświadczeniu i odwadze. On musi widzieć, że nie odczuwam przed nim strachu i mam wyłącznie dobre intencje. Nie mogę stosować żadnych metod awersyjnych, pies musi wiedzieć, że nie stanowię dla niego zagrożenia, że moja obecność niesie za sobą tylko korzyści.
Ugryzienie przez psa to …?
… nie boję się tego, że zostanę ugryziony. Mam oczywiście świadomość konsekwencji, to ból, ograniczenie sprawności, czasem szycie, dlatego zawsze staram się uniknąć ataku, zwłaszcza że ugryzienie dla psa też nie jest obojętne. Gdy jednak oberwę, zawsze spokojnie przepracowuję tę sytuację, nie żegnam się z psem zanim nasza wzajemna relacja nie wróci na właściwy, dobry poziom. W ten sposób pies skojarzy, że gdy się z nim żegnałem, wszystko było między nami ok i powita mnie jakby nic się nie stało.
Agresja psów bierze się głównie ze strachu. Pies boi się utraty terytorium, zasobów, zabawek, jedzenia, boi się mnie bo mnie nie zna i mi nie ufa.
Jeśli dochodzi do ugryzienia, zawsze jest to moja wina. Bo czegoś nie dopatrzyłem, nie przewidziałem reakcji. Zwykle poznawanie psa jest jak rozpoznanie walką, nie wiem czego się boi dopóki sam nie okaże mi strachu. Np nie wiem, że boi się dotknięcia szyi dopóki nie spróbuję go tam dotknąć. Za każdym razem filmuję moje wejście do kojca czy też później spacery z trudnym psiakiem. Później oglądam nagranie i wyciągam wnioski z błędów, które popełniłem.
Zawsze mam ze sobą pełny medyczny zestaw pierwszej pomocy, włącznie ze stazą, służącą do tamowania masywnych krwotoków. Przeszedłem stosowne szkolenia medyczne. Potrafię pomóc sam sobie oraz innym.
Tak czy siak – ugryzienie to ból i stres. Czarny, legenda schroniska Na Paluchu, osiem razy mnie użarł. Za każdym razem kończyło się szyciem. Nie miałem wtedy żadnego doświadczenia a pracowałem z najtrudniejszym psem w schronisku, w dodatku te wskazówki jakie dostawałem od behawiorystki, to …szkoda gadać. Chyba chodziło wyłącznie o zniechęcenie mnie do psa. Ale nie doceniła mojej determinacji.
Rok mi zajęło mi, aby dojść z Czarnym do pełnej zaufania relacji człowiek/pies. Czyli zabawy z kontaktem, głaskanie, czochranie. Z jego strony wskakiwanie na kolana, lizanie po twarzy. Ten konkretny pies, siedział w zamknięciu przez sześć lat, nie wychodząc z niego. Nawet nie miał numeru ewidencyjnego …Zaczęła z nim w końcu wychodzić główna behawiorystka schroniska, ale mimo pięciu lat pracy nie posunęła się poza ograniczony kontakt przy odwracaniu uwagi psa jedzeniem. O normalnej relacji człowiek/pies nie było mowy.
Oczywiście, staram się uniknąć, bycia ugryzionym, gdy jednak oberwę, myślę sobie – trudno. Mówię takiemu łobuzowi, aby coś z tego było, musimy dalej razem popracować.
Dlaczego?
Nie przypisuję sobie żadnych nadzwyczajnych cech, nie zaklinam psów, nie mam czarodziejskich rąk. Wiem jednak, że moje umiejętności, wola pomocy, kompetencja są unikalne. Wokół agresywnych zwierząt jest pusto, Większość wolontariuszy omija je szerokim łukiem. Chcę pomagać straceńcom, bo słabo dla nich z pomocą.
Z warszawskiego schroniska Paluch, został Pan zwolniony po siedmiu latach został Pan z hukiem wyrzucony. Tak zaangażowany wolontariusz … i jakoś to wszystko obróciło się przeciwko Panu. Dlaczego?
Podejrzewam że wspomniany tu pies Czarny był praprzyczyną.
Sądzę, że swoimi metodami pracy z agresywnymi psami, naruszyłem ego behawiorystek z Palucha. Bo niby jak to jest, że człowiek znikąd, bez stosownego wykształcenia, bez praktyki, może opanować wściekłego psa, który wszystkich chciał gryźć i nikogo nie dopuszczał blisko siebie. Gdzie nie było odważnego, aby wejść do psa, usiąść na podłodze i dać zbliżyć się do siebie.
Bezpośrednim powodem wywalenia mnie z tego schroniska, była moja stanowcza obrona przed eutanazją innego, rzekomo agresywnego psa Benito. Rozpuszczano o mnie bzdurne plotki o tym, że stosuję wobec tych zwierząt przemoc, notorycznie używam paralizatora i je biję.
Tak, przez pewien czas nosiłem przy sobie paralizator, gdy wychodziłem na spacer z odzyskiwanym dla społeczeństwa naprawdę niebezpiecznym dużym psem. Ale ani razu nie użyłem tego urządzenia. Zacząłem go nosić po sytuacji, gdy sześciolatek biegł w kierunku psa krzycząc „piesek, piesek!”, w ostatniej chwili został powstrzymany przez matkę a ja zdałem sobie sprawę, że gdyby pies złapał go zębami stałaby się nieodwracalna tragedia. Dla dziecka i dla psa.
Pracując z dużym agresywnym psem mam przy sobie gumowa pałkę. Przez dziesięć lat wolontariatu użyłem jej w schronisku trzy razy, zawsze w sytuacji gdy pies nie zaprzestawał mnie gryźć a jego ciągły atak zagrażał mi kalectwem. Gumowa pałka nie zrobi psu krzywdy a mnie uchroni przed bardzo poważnymi ranami, które mogą być także przesłanką do eutanazji psa.
Pojedyncze ugryzienia czy nawet seryjne ataki, ale takie, gdy pies w końcu po kilku czy kilkunastu sekundach sam odpuszcza, to ryzyko wpisane w to zajęcie i nie ma o co robić halo. Znoszę je spokojnie, w sekundę po ataku dalej spokojnie pracuję z psem, mam to na filmach. Niemniej bzdury kolportowane o mnie, moim zachowaniu, podejściu do zwierząt rozniosły się oczywiście po świecie. Stałem się ofiarą wściekłego hejtu w Internecie.
Co dalej Pan z tym zrobi?
Mam już tego dosyć. Moi prawnicy zajmują się tym. Złożyłem już zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa zniesławienia przez hejtujących. Fundacja, którą prowadzę, zajmuje się obecnie ratowaniem psów skazanych na eutanazję z powodu agresywnego zachowania. Nie mogę sobie pozwolić na szarganie mojego dobrego imienia, bo ucierpią na tym psy.