Dziś technicznie i pod prąd. Tomasz Kaźmierowski o winie

Redakcja PR - 27.12.2016
294

Dziś technicznie i pod prąd. Tomasz Kaźmierowski o winie

Liczni, nawet bardzo świadomi amatorzy wina to wiedzą, ale o tym nie mówią. Nierzadko rzucają nazwami z etykiet, których wcale nie kupują. Żeby tylko… Znajdą sie i tacy, którzy niedbale rzucą parę korków, gdzieś, na lodówkę od wina lub stół w jadalni, by tam, drzemiąc w swym niby chaosie szeptały: Le Domaine de la Vougeraie, Leflaive, Latricières-Chambertin, Grands-Échezeaux, Richebourg, Le Montrachet czy wreszcie imię już z samych granic nieboskłonu: Domaine de la Romanée-Conti. 

wino

Domaine de la Romanée-Conti

Burgundy są drogie, i basta. To mówi się głośno. Mniej chętnie przyznaje się, że – w wypadku znacznej większości winolubów – burgundy wcale nie smakują. Są chimeryczne, bywają wodniste, mają za mało ciała i wyblakłe suknie. I są takie… Kwaśne.

A jeszcze te ich klasyfikacje: surowe, kostyczne, tradycjonalistyczne i niezrozumiałe.

Nowy Świat to zupełnie co innego. W wielu aspektach wręcz antyteza burgunda. Od razu wiadomo co pijemy (szczep, region, producent, sugestie gastronomiczne). Ceny zazwyczaj godziwe i zrozumiałe. Jest owoc, jest słodycz, jest i beczka, a pełniejsze ciałka przyoblekają suknie w soczystym karminie, żelazowej czerwieni, bordo, a nawet w oberżynie lub prawie czarnym onyksie.

Znaczna większość ludzi z tych wszystkich, przekonywających przecież powodów wybiera wina nowoświatowe – z zachodniego wybrzeża Stanów, z Antypodów, z Chile czy z RPA.

Życie jest jednak bogatsze niż zasady ogarniające większość, lecz nie całość zjawiska. Oto wczoraj postawiliśmy z Mizerką (moim współautorem od „Podróży z kwasem, garbnikiem i słodyczą“) obok siebie dwa – oczywiście nieporównywalne – wina. Alexander Valley Cabernet Sauvignon jest staranną repliką bordoskej klasyki (lewy brzeg) stworzoną w Jordan Estate w hrabstwie Sonoma, niedaleko na północ od San Fransisco.

Obok nieśmiało stanął burgund od mało znanego Pierre’a Guillemot z Savigny-les-Beaunes. Zupełnie podstawowy wytwór o jedynej należnej mu nazwie „Bourgogne“. Obydwa z rocznika 2010.

Alexander Valley CS, jak większość jego roczników od lat siedemdziesiątych, sprzedało się szybko, choć nie jest tanie (średnia cena około 55$). Dziś łatwiej znaleźć je w dobrych amerykańskich restauracjach. Wine&Spirits zachwalało je jako „oldskulowego marudera, niechętnego hiper-owocowej, wysoko-alkoholowej fali, która opanowała Nowy Świat“. Nadzieje rosły.

Po godzinie karafkowania rozpoczęliśmy od Jordana.

Dobre w nosie. Pierwszy łyk przyjemny, klasyczny.

Stonowana czarna porzeczka.

Drugi… też klasyczny. I trzeci klasyczny. Czwarty równie nudny, a piąty męczący… Jak stwierdził Mizerka: „ubite, ugniecione, że już nic charakteru mu nie zostało“ (nie zmienia to faktu, iż uznaliśmy je za bardzo dobre wino gastronomiczne do pieczystego).

A proste Bourgogne za 15 euro? Płuczemy, siorbiemy, parskamy… Owoce, lekkość, dobra kwasowość, świeżość, niewymuszowny luz, brak koncentracji. Ech, już się skończyło…

Comments

comments

294
Komentarze
Sonda

Czy sztuczna inteligencja w postaci Chatbotu GPT zrewolucjonizuje branżę public relations?

Loading ... Loading ...