Co do tego ma Arystoteles ? Nic nie ma, Mejza to inna bajka.
Od swojego zarania, polityka zawsze była theatrum w którym mieściła bardzo szerokie spektrum doznań. Z dominującą ambicją, żądzą władzy, strachem, potrzebą lub koniecznością naprawiania rzeczywistości, koniecznością, przeznaczeniem, ciekawością i oczywiście chciwością. Innych definicji, odnoszących się do uprawiania polityki jest całe multum, ale powiedzmy, że ta, jest praźródłem i fundamentem myślenia o tej sferze życia.
Oczywistym jest, że to co to co na samym początku wszystkiego, głosił Arystoteles, że politykę należy rozumieć jako sztukę zarządzania Państwem, gdzie nadrzędną jej funkcją jest wspólne dobro jest pięknym, acz nieobowiązującym już hasłem w bardzo wielu krajach na świecie. Innych definicji, odnoszących się do uprawiania polityki jest całe multum, ale powiedzmy, że ta, jest praźródłem i fundamentem myślenia o tej sferze życia. Dzisiejsza polityka, najczęściej sprowadza się do umiejętności przejmowania władzy. Prawdziwy, obywatelski i społeczny interes, coraz bardziej wypychany jest na peryferia potrzeb. Klas politycznych.
Piszę to m.in w kontekście bieżącej polskiej polityki, która od wielu, wielu lat z myślą dziadka Arystotelesa, kompletnie nie ma nic wspólnego. A sylwetka Łukasza Mejzy jest pełnym potwierdzeniem tej prostej tezy. Konferencja prasowa, którą zorganizował 8 grudnia 2012 roku jest tego najlepszym przykładem i dowodem.
Dowodem, że polityka to theatrum i rozrywką. Gdyby nie było to bardzo smutne, można by zażartować – jakie czasy taka rozrywka. Jak wszyscy wiedzą, konferencja prasowa, została zorganizowana na okoliczność, oskarżeń jakie od dłuższego czasu formułowane wobec pana Łukasza Mejzy, konkretnie jego działalności biznesowych.
Określenie „konferencja prasowa” jest stwierdzeniem na wyrost. Ci, którzy organizują, chodzą na nie, oglądają w tv konferencje prasowe, doskonale wiedzą, że podczas takiego spotkania powinna obowiązywać zgoła inna formuła. Organizatorzy, czyli ci siedzący za stołem, lub stojący, prezentują swoje stanowisko, zaś chwilę później, (albo przynajmniej powinni), odpowiadać na pytania zgromadzonych dziennikarzy.
Przypomnijmy – ogólny model organizacji „konfy” to jedno, a dzisiejsza i najczęściej okołopolityczna rzeczywistość, to drugie. Mejza to drugie. Wraz ze swoim kolegą ma dobrą sprawę urządzili specyficzny wodewil – niesmaczne w treści i wykonaniu, show. Pierwszy prelegent oskarżył wszystkich dookoła, a potem jego kolega opowiedział swoją historię. Nie odpowiedzieli na żadne pytanie i demonstracyjnie w nader teatralny sposób, wyszli ze swojej imprezy.
Zastanawiając się jaki był cel organizacji tego przedsięwzięcia, nasuwa się jeden główny wniosek. Otóż to co powiedział pan Mejza nie było przeznaczone dla uszu opinii publicznej. Komunikat ten skierowany był do Wierchuszki PiS, ich posłów i tych, których można by w tej formacji nazwać większymi lub mniejszymi decydentami. Tak aby dobrze pamiętali, że od ich postawy w jego sprawie zależy ich przyszłość. Choć oczywiście mógł zostać „przymuszony” aby wreszcie zabrać głos w swojej sprawie.
Finalnie, przekaz był mniej więcej taki. Pamiętajcie, jeżeli zostanę zdymisjonowany, ba …usunięty z sejmu, na moje miejsce w ławach sejmowych, wejdzie przedstawiciel opozycji. W tym momencie rządzący utracą, od pewnego czasu, chwiejną większość. No i opozycja może przejąć ster władzy. Wypowiedział to z bardzo zatroskaną o losy Państwa, miną.
Jego stwierdzenie, że „rząd na mnie wisi”, które kilka razy powtarzał w różnych konfiguracjach towarzyskich, przejdzie chyba do historii polskiego marketingu politycznego czy też może bardziej „propagandy” – to jedno. Druga strona medalu wygląda następująco – na dzień dzisiejszy, Mejza ma rację.
Co do tego ma Arystoteles ? Nic nie ma, Mejza to inna bajka. Wiem, że przesadzam powołując się na Arystotelesa w kontekście bieżącej, polskiej polityki. Tym zabiegiem, chcę komu się da przypomnieć – jak ideały, dalekie są rzeczywistości