Asymetrycznie. Tomasz Kaźmierowski o winie

Redakcja PR - 13.01.2017
41

Asymetrycznie. Tomasz Kaźmierowski o winie

Niezwiązany z wojną pojedynek ma dużo bardziej złożone źródła, niż powszechnie przyjęte jako takie rzymskie walki gladiatorów, toczone jakoby wyłącznie dla rozrywki masowej publiki. A udział w nim nie jest, jak wielu by chciało, związany wyłącznie z samczymi instynktami dominacji i terytorializmu, co gorsza, nawet te zachowania etologicznie rzecz biorąc nie są instynktowne. Najagresywniejszy nawet terytorializm wynika… z instynktu rozrodczego.

Pojedynek, już na długo przez rozkwitem Rzymu, służył celom innym niż rozrywka.

W obcych Rzymianom Etrurii i Kampanii był elementem rytuałów pogrzebowych, a wynikająca z niego danina krwi miała symbolizować pojednanie żywych z duchami zmarłych. Na Bliskim Wschodzie pojedynek był – niestety częściej w podaniach, niż w rzeczywistości – uważany za najmniej krwawe rozwiązanie konfliktu królestw czy rodów, że wspomnę legendę Sohraba i Rustama.

W Rzymie właśnie, w swojej pierwotnej, rytualnej roli pojedynek począł zajmować istotne miejsce w kulturze. Bardzo prawdopodobnym jest, że w 264 r. p.n.e. pierwsze walki gladiatorów zorganizowali ku czci ojca synowie zmarłego konsula Decimusa Juniusza Brutusa Pery.

Rzeczywiście, z czasem pojedynki te przybrały charakter zbliżony do dzisiejszych, żenująco uproszczonych hollywoodzkich przekazów. Tylko zbliżony, ponieważ pokonany gladiator zazwyczaj uchodził z życiem – przegrywał częściej z wyczerpania i ran. O jego losie decydował wtedy schlebiający publiczności fundator walk, ale publiczność rzymska doceniała kunszt przeciwników. Wskazuje na to wiele relacji. Słynny Marcjalis, bez wątpienia znawca igrzysk w Koloseum, opiewał jako najlepszego gladiator tego, który zwyciężał nie kalecząc przeciwnika.

Swoje niskie żądze publika miała zresztą okazję zaspokoić zazwyczaj wcześniej, przed walkami. Chodzi o damnatio ad bestias, porażające dziś inscenizacje, podczas których zwierzęta były katami skazanych, często w reżyserowanych z wielkim rozmachem krwawych pantomimach mitologicznych.

Wydaje się, iż szczególnym wzięciem cieszyły się, a może i do dziś cieszą, walki asymetryczne. Tak, jak wielce przyciągał pojedynek retiariusa, sieciarza z trójzębem, z uzbrojonym jak lekki piechur secutorem, tak dziś, nie mniej może łąknących dramatycznych wrażeń internautów, przyciągają sfilmowane – wciąż mam nadzieję nieustawione – spotkania niedźwiedzia z wielkim kotem.

Niesymetryczność ma polegać tu jednak nie na braku wyrównanych szans, a na odmienności wyposażenia.

Tak, jak różnie wyposażone są stare Barolo i młodawe Côte-Rôtie.

Choć w prostej linii obie apelacje dzieli ledwie dwieście kilometrów, to obydwa wina dzielą Alpy, w przenośni i dosłownie.

Barolo Prunotto z pierwszorzędnego stoku Cannubi to moderna, i to bez zahamowań. Ładunek, a raczej kondensat jaki otrzymuje mogłoby rozdzielić na pięć stonowanych burgundów.

Côte-Rôtie od Patricka Jasmin nie jest zaś typowym winem “pieczonej doliny”. Niski alkohol, lekkość w pierwszych krokach, świeży owoc – wszystko to zaskakuje.

By asymetrię powiększyć dodam, że Prunotto Cannubi, które stanęło do tego pojedynku było winem prawie trzydziestoletnim, podczas gdy Côte-Rôtie ledwie ośmiolatkiem. Wielokrotnie, przy tym, od Prunotto tańszym.

I co? Fortune énorme!

Tego Barolo nie należało pić wcześniej! To jedno z tych modernistycznych, przebudowanych win, którym tylko czas pomoże, o ile wcześniej nie załatwi ich korek czy złe przechowywanie. Było to wciąż owocowe, żywe, świetnie zrównoważone, aksamitne i długie Nebbiolo.

Strach było po tym Jasmina otwierać…

A jednak. Paleta ośmiolatka rozciągała się od łatwości i lekkości Saumur-Champigny, ze świeżym, eleganckim owocem jak w najlepszych Pomerolach, po powoli, skrycie dochodzące do głosu perfumę i skalę. Przypominało najlepsze butelki Gerarda Gauby. 80% Syrah? Nie wiem gdzie się zmieściło.

Comments

comments

41
Komentarze
Sonda

Czy sztuczna inteligencja w postaci Chatbotu GPT zrewolucjonizuje branżę public relations?

Loading ... Loading ...