Ani zakrętki. Tomasz Kaźmierowski o winie
Tuwim zżymał się kiedyś na ludzi nazywających Warszawę – W-wą. Bez wątpienia przedwojenna stolica była Warszawą pełną gębą, od “Paryża Północy” po kury na balkonach i wieprze na podwórkach. Była też Warsiawą, Arszał (jak mawiał choćby gen. Thommee) i, może cokolwiek pretensjonalną, Varsovie.
Jej klimat kulturalny, knajpiany, oficerski, targowy, jej wielokulturowość i brak kompleksów robiły wrażenie na licznych gościach, od powstańca Augusta Agboli O’Browna po Galeazza Ciano, szefa włoskiego MSZ, operowo “rozdartego” między Białowieżą i Warszawą.
Dziś bywa jednak zdecydowanie częściej W-wą. Najdobitniej można to odczuć w takie dni, jak ostatnia Niedziela wielkanocna. Budynek w którym mieszkam na warszawskim Powiślu posiada duży parking. Zazwyczaj po brzegi zajęty autami zajętych ludzi.
W ostatnią niedzielę wyszedłem na parking i zobaczyłem… Parking.
To jest: Nic.
Ani zakrętki.
Wszystkie “słoiki” wyjechały do spiżarni-matki.
“Słoiki”, jak powszechnie wiadomo, są zazwyczaj mocniej zakręcone, to jest – zdeterminowane. Ich wkład w W-wę jest nie do przecenienia. A czym wypełniają przestrzeń między “W” a “a”? – czas pokaże.
Takim, zakręconym właśnie, “słoikiem” jest Alan Geddes. I choć oczekiwałby człowiek, że ten szkocki “słoik” przyniósł w sobie “haggis” albo podobną bestię, to jest zupełnie inaczej. Przyszedł, bowiem, z drewnem do lasu.
Geddes ponad trzydzieści lat temu kupił w zabitym deskami Gaillac (południowy zachód Francji) zamek Mayragues w Castelnau de Montmirail. Ten cudzoziemiec zachęcił rolników sprzedających negocjantom winogrona (w cenie cebuli) do robienia prawdziwego wina. Sam dał im przykład. Geddes, były finansista, stał się winiarzem w wieku siedemdziesięciu lat, a w wieku 93 rzucił inne zajęcia i zajął się winem full-time. Dzięki takim “słoikom” jak on i jego żona Laurence wina z Gaillac kosztują dziś tyle, ile gdzie indziej rozsądne vin de pays kosztować powinno.
Chateau de Mayragues, Clos des Mages jest niedrogim, dość nowocześnie zrobionym winem, o mocnym, dojrzałym owocu i intensywnym garbniku. Wystaje mu wciąż, rzecz oczywista, trochę słomy z trzewików, jako że zachowuje swoją rustykalność i pewną szorstkość (jako “słoikowi” zupełnie mi to nie wadzi).
Powstaje z rzadkiego, lokalnego szczepu Fer Servadou (Braucol), który musi w apelacji Gaillac stanowić 90% kupażu. Będzie doskonałym towarzyszem do prostego dania z czerwonego mięsa, najlepiej pieczonego.