Chrześcijaństwo i alkohol to dwaj najpotężniejsi agenci korupcji - Tomasz Kaźmierowski o winach
Nietzsche twierdził, że chrześcijaństwo i alkohol to dwaj najpotężniejsi agenci korupcji. W niechęci do obydwu, jak wiadomo, trwał jego cokolwiek niewierny apologeta; do tego jeszcze był wegetarianinem…
Jeśli ten fakt nie podważa twierdzenia filozofa, najskuteczniej zrobi cytat z marszałka Richelieu (nie chodzi o kardynała, wręcz przeciwnie, marszałek był pierwowzorem hrabiego de Valmont z “Niebezpiecznych związków”), który zademonstrował logikę nie do pobicia : “Jeśli Bóg chciałby zabronić picia, czy uczyniłby wino tak dobrym?!”
A już szczególnie tak dobrym, jak burgundy?
Zdaję dziś sprawę z winiarskiego wyjazdu z przyjaciółmi do Côte-d’Or. Tylko z jej “białej” części. Początkowo chciałem napomknąć o kilku białych burgundach, z których każdy bez wątpienia na to zasługiwał, jednak wymienię tylko tę jedną nazwę : Domaine Leflaive.
Dla wielu najlepsze białe wina na planecie, dla mnie najwspanialsze Chardonnay jakie piłem. Dzięki degustacji świetnie przeprowadzonej przez Louisa Brière’a w piwniczce eleganckiej posiadłości w środku Puligny-Montrachet mieliśmy możliwość przenosić się z od niewiarygodnie dobrych “prostych” Bourgogne i Puligny-Villages, przez stosunkowo tłuste i krągłe Clavaillon (to już 1er Cru), zaskakująco wyostrzone Meursault, wspaniałe, lekkie, czyste i strzeliste Les Pucelles, by dotrzeć do Grands Crus.
Bienvenues było aksamitne, dość pełne, lekko kwiatowe, Bâtard zupełnie inne od pozostałych (cytrusowe, ostre), a rosnące najwyżej Chevalier było twardsze w stylu, jeszcze bardziej mineralne i kwasowe, czyste.
Jakby nie dość było wrażeń, obok Monsieur Leflaive’a, na degustacji pojawiła się ekipa mistrzów Austrii. Nie, nie alpejczyków, ale osiągający wyżyny w białych winach panowie Toni Bodenstein (Prager), Franz Hirtzberger i Emmerich Knoll w towarzystwie kilku innych osobistości austriackiego światka winiarskiego.
Miało się okazać, że poruszaliśmy się po Burgundii czasem po tych samych śladach, gdyż dwa dni później, w Le Jardin des Remparts, naprawdę poważnej restauracji w Beaune, mieliśmy okazję ich znów zobaczyć i usłyszeć jak smakuje Romanee-Conti z 1965 i La Tâche z 1990… My – pocieszamy się, że “tym razem” – do DRC się…. powiedzmy… nie wybieraliśmy.
Częstowali nas dobrym Nuits-Saint-Georges, a my ich Egly-Ouriet (bywają gorsze dni…).
Tymczasem umówiliśmy się w Wachau, do którego niedługo i tak się wybieraliśmy, ponieważ M.Mizerka (mój współautor “Podróży z kwasem, garbnikiem i słodyczą”) obiecał mi Smaragd Vinothekfüllung Emmericha Knolla, i nie tylko.
Wino na dziś to Domaine Leflaive, Bâtard-Montrachet Grand Cru, 2014 (http://www.leflaive.fr/en/wines/19/batard-montrachet).
To wspaniałe, a zarazem nietypowe ani dla Leflaive’a, ani dla burgundzkiego Chardonnay wino ma, rzecz jasna, dwudziestoletni potencjał, ale już smakuje wybornie.
Słusznie powiadał Dumas: “Un Montrachet devrait être bu à genoux et tête découverte”. (Montrachet należy pić na kolanach i z gołą głową).
Uwaga: grad i przymrozki wybiły właśnie w Domaine Leflaive – jak i u większości innych winiarzy Côte-d’Or – około osiemdziesięciu procent Grand Cru. Ceny jeszcze wzrosną, warto kupić (i pić lub trzymać).