Jest zwarta, śliska, pozbawiona łusek, zdecydowanie wrzecionowata.
Osiąga do 120 centymetrów długości i trzydziestu kilogramów wagi, choć zazwyczaj spotyka się o połowę lżejsze sztuki. Operuje przydennie, w zimnych wodach północnego Atlantyku, bardzo głęboko, nawet do tysiąca metrów. Żywi się skorupiakami i małymi rybami.
Chociaż jest marnym pływakiem, to wściekle i wytrwale walczy gdy jest złapana na haczyk.
Jej wątroba jest bardzo bogata w tran, a tłuste, zwarte, białe mięso przypomina smakiem homara. Aż dziw, że mieszkańcy północnej Norwegii w zasadzie jej nie jedzą. W przeciwieństwie do Paszcza (Artura Paszczaka) i jego gości w zupełnie wyjątkowym, polskim ośrodku Rotsund Seafishing (www.rotsundseafishing.com), położonym za kołem polarnym rejonie Trøms na wyspie Uløya. Tam wiedzą co z “brombą” (prawidłowo brosma, ang. tusk) zrobić.
Wczoraj Paszczu, współautor “Podrózy z kwasem, garbnikiem i słodyczą”, podjął niżej podpisanego taką właśnie brombą z patelni (ukłony dla chefa). Zwarte, lekko słodkawe mięso w sosie z mango, brzoskwiń i – zaskoczenie – bobu było wyśmienite. O ile wiem, niemal nie do zdobycia w Polsce.
Wino tego wieczoru zabrało nas w jeszcze dalszą podróż.
Zielonkawe refleksy na wyblakłej, żółtej sukni obiecywały jedynie zagadkę. W nosie z początku było stonowane, ale po przewietrzeniu szybko rozwinęło się w ekspresyjne, bogate – jak wody Rotsundu w rybę – w brzoskwinię, morelę, złożone słodkie przyprawy. W ustach równowaga między dojrzałością i świeżością, świetną kwasowością i bogactwem. Stawało się coraz pełniejsze, gęstsze i tłustsze w najlepszym tego słowa znaczeniu. A długie jak nogi… Nie, jak odnogi, estuaria Amazonki.
W połowie XVIII wieku Szkot Jerzy Smith kupił domenę pod Martillac. Wina jego imienia już wkrótce, i to szturmem, zdobyły w Anglii renomę. Nie zmieniły tego rządy rodów Duffour-Dubergier i Eschenauer. Od ćwierćwiecza winnica i château należą do słynnego kiedyś alpejczyka, Daniela Cathiarda, wcześniej twórcę licznych sieci handlowych, z Go Sport na czele. Wszystko jednak sprzedał dla Château Smith Haut Lafitte. Respekt dla tradycji, wielkie inwestycje i rzadkie w Bordeaux umiarkowanie ekologiczne podejście (wyłącznie nawozy naturalne, użycie koni zimnokrwistych) dają niezmiennie doskonałe rezultaty. Kilkanaście tysięcy butelek białego Smith Haut Lafitte potrafi osiągać wysokie ceny i doskonałe oceny, z opiniami Marka Bieńczyka i Chrisa Mercera (Decanter) włącznie.
Ten biały bordos, wytworzony niemal wyłącznie z gron Sauvignon Blanc (odrobina Sauvignon Gris i Sémillon), to wino na dziś.
Smith Haut Lafitte, Pessac-Léognan, 2004. I bomba. Kto nie wierzy ten bromba.
PS Zdjęcia bromb (i przypadkowych dorszy) dzięki chłopakom z Rotsund Seafishing i Marzenie Hmielewicz.